środa, 30 kwietnia 2014

31.

Zapukaly do drzwi.Po chwili otworzyly sie, a w drzwiach stala zupelnie nie ta sama kobieta.
-Kim jestes i co zrobilas z moja mamusia?-zapytala usmiechnieta od ducha do ucha Alicja.
Tym razem Weronika wygladala inaczej. Miala umyte wlosy, zmyty makijaz, czyste ubranie. I w srodku bylo jakos inaczej. Nie smierdzialo juz piwem, niestety stechlizna pozostala.
-Wiesz, dalas mi do myslenia.-powiedziala kobieta  patrzac w podloge zupelnie ,jak Alicja.-Kiedy widzialam, jak mala cieszy sie na twoj widok....i jak bardzo chciala z toba pojsc....Poczulam taki piekielny bol! I pomyslalam, ze chyba mam kogos dla ciebie do sprzatania....
-O to mile z twojej strony. Tak szybko?- Julia rzucila oczko w kierunku Alicji, tak zeby kobieta tego nie dostrzegla, a dziewczynka zachichotala.
-Moge to byc ja? Czy raczej balabys sie wpuscic kogos takiego do domu?
-Bardzo sie ciesze, ze podjelas taka decyzje. I jestes przyjeta. -Julia podala Weronice dlon a Ala przeciela podane dlonie swoja mala raczka i powtorzyla -Przyjeta.
-Matko, jak ty pieknie wygladasz!-krzyknela Wera i mocno usciskala dziewczynke.
-Oj mamo, bo mi pognieciesz...prawda, ze piekne? Tylko sie nie gniewaj i nie musimy nic placic. To prezent od Julii. Prawda?- spojrzala na Julie a ta sie usmiechnela.
-Mam nadzieje, ze sie nie pogniewasz. Ja nie chce robic ci przykrosci. Poprostu mam taka glupia nature i uwazam, ze ciagle musze komus pomagac...
-Tak to prawda.-przytaknela Ala.-Najpierw uratowala psa a potem kroliczka.
-Zrobilam wam male zakupy. To taki drobiazg. Alusa wybierala co lubicie. No i kupilam jej pare ubranek i troche srodkow czystosci. Przy mnie nie musisz niczego sie obawiac, albo wstydzic. Moim dodatkowym zajeciem, jest pomoc bezdomnym i cierpiacym. Wiec dla mnie to chleb powszechny.Wiec , gdy tylko mam mozliwosc pomagam.  I wam tez chetnie pomoge.
-Jest tylko jeden problem....w jakich godzinach mam u ciebie pracowac...bo widzisz, nie wiem czym do ciebie dojezdzac tam na wzgorza....
-Nic sie nie przejmuj, bede po was przyjezdzac, a dni ustalimy tak, zeby wszystkim pasowalo, prawda Alu?
-Alez tak droga przyjaciolko.-odpowiedziala dziewczynka.
-Moze napijesz sie kawy? Kupilam za twoje pieniadze. I chleb i cos do chleba.
-No to nie moglabym odmowic. Chetnie sie z toba napije. Ale moze dzis poswietujmy ten dzien do konca. Zapraszam was na kawe do pani Barbary.
-O nie! Tam to ja chyba nie pasuje.- powiedziala Weronika.
-No co ty pleciesz? Wszyscy tam pasuja. A moze znajdzie sie jeszcze jedna praca dla ciebie?
-E, nie ...nie sadze. Ludzie mnie tu znaja. Nie mam dobrej opinii.
-"Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem". Myslisz, ze wszyscy maja takie czyste biale karty w swoim zyciorysie? Nie ma dyskusji. Idziemy.
-Tak jest idziemy!-krzyknela Alicja.-Za duzo gadania, za malo jedzenia.
Alicja wygladala jeszcze bardziej szczesliwa niz przedtem. Czy to nie cudowne?

30.

Zblizajac sie do drogi przez las, Alicja zapiszczala radosnie.
-Jejku, ty jestes prawdziwa dobra wrozka i nawet mieszkasz w lesie.
-Nie kochanie. Zaraz las sie skonczy, o widzisz?- znow wyjechaly na droge.
Wiezdzajac na posiadlosc, psy nie daly sie uspokoic z  radosci. Skakaly, ujadaly, przeciskaly sie jeden obok drugiego oblizujac im rece.
-Jejku-powiedziala znow Alicja.-Jak tu pieknie! I hustawka!!!-krzyknela.
-Witam piekne panie-za samochodem nagle niczym duch pojawil sie Tomasz. Alicja szybko schowala sie za plecami Julii.
-Nie boj sie kochanie. To moj przyjaciel Tomasz. Tomaszu, to moja przyjaciolka Alicja!
Tomasz wyciagnal reke i grzecznie sie uklonil, a Alicja zrobila to samo.
-Mil mi panienke poznac, panno Alicjo.
Dziewczynka zachichotala.
-Wybacz mi Tomku, ze chwilowo nie bede rozgladac  sie  za tym co tu uczyniles podczas mojej nieobecnosci, ale mamy malo czasu, a chcialabym jeszcze tyle dla niej zrobic.
-Nie ma sprawy. Moge wam troche pomoc. Jesli chcecie?-zapytal usmiechajac sie cieplo do Ali.
-O tak, to mile. Wezmiesz pomozesz mi z tymi zakupami?Wszystko jak leci- do domu.
-Sie robi szefowo! -Wszyscy zlapali za co popadlo i wniesli do domu.
Julia najpierw pusila wode do wanny i zrobila mnostwo piany. Potem pobiegla po Guziczka i oczom nie wierzyla. Tomasz wybudowal mu sliczna klatke, trzeba ja bylo tylko pomalowac. Przelozyla wiec Guziczka do koszyka i przyniosla Do kuchni, gdzie Alicja swymi malymi dlonmi dotykala wszystkiego co popadnie delikatnie to glaszczac.
-Dlaczego powiedzialas mamie, ze szukasz kogos do sprzatania skoro u ciebie tak czysciutko?-zapytala patrzac prosto w oczy Julii.
-Bo mialam nadzieje, ze twoja matka bedzie chciala taka prace i wtedy przyjezdzalabys do mnie dwa razy w tygodniu, a ja moglabym cie uczyc czytac. A ty moglabys bawic sie z Guziczkiem....
-Och Julio, ty jestes taka madra!Cudowna i taka piekna!
-O tak, popieram pani slowa!- za Alicja stanal Tomasz.
Wszyscy zaczeli sie smiac.
-Moja mala myszko, teraz szybciutko troszke cie wykompiemy, ubierzesz co chcesz z nowych ubran, a ja przygotuje jedzenie. Dobrze? Zgadzasz sie?
-Tak. A potem beda jeszcze lody? Czy juz nie zdazymy?-zapytala troszke zasmucona.
-Oczywiscie, ze beda lody. A reszte zabierzesz do domu.
Jak postanowily, tak zrobily.
"Nowa czysta Alicja" byla nie do poznania. Julia wysuszyla jej wlosy i wpiela sliczne kokardki ze swojej kolekcji. Naturalnie z Alicji znow wydobylo sie "och " i "ach" i "jejku".
Kiedy usiedli do jedzenia, Julia musiala obwinac ja z kazdej strony serwetkami, poniewaz dopoki tego nie zrobila, ala nie chciala jesc bojac sie ze sie ubrudzi.
Wszystko dzialo sie w zawrotnym tempie.
Mimo, ze Julia czula powoli zmeczenie, pobudzajac sie mocna kawa, czula ze bylo warto!
Widziala dzis szczescie. To bylo takie piekne!
Na koniec wszystko porzadnie popakowali. Julia dolozyla jeszcze pare paczek kredek, flamastrow i bloki.
Nagle Alicja zapytala.
-Ja wiem, ze ty mi juz tak duzo dalas i to jest takie piekne...ale mozesz mi dac jedna ze swoich poduszeczek na ktorych masz zawsze swoja glowe?
-A po co ci tak zuzyta? Wybierz sobie jakies nowe. I mozesz nawet dwie jesli chcesz.-usmiechnela sie Julia serdecznie.
-Nie, potrzebna mi taka z twoim zapachem.-powiedziala dziewczynka spuszczajac oczka w dol i rysujac swoim zwyczajem male koleczka na podlodze.-Zebym wieczorem, czula ze jestes ze mna. Ty pachniesz ta pieknie.
-To fakt!- znow dolozyl swoje "dwa grosze" Tomasz.
-No to chodz, dam ci moja ulubiona.-poszly do sypialni. Julia podeszla do wielkiego lozka i zdjela z niego mala pluszowa podusie na ktorej widnial maly Jack russell terrier.- Tak wygladal Harry, gdy go dostalam., wiesz. Dbaj o nia. ajak bedziemy sie widywac, dasz mi ja do prania. Dobrze. I jeszcze cos, podeszla do pieknej rzezbionej toaletki i wziela jeden z perfumow.- A tym spryskaj sobei wszystko co masz ochote miec pachnace.
Alicja znow mocno przytulila Julie a ta pocalowala ja w czolo.
Czas niestety dobiegl konca.
-Strasznie mi bylo milo pania poznac, panno Alicjo. Mam nadzieje, ze niedlugo sie znow zobaczymy?
-Ja tez...-powiedziala smutno Alicja.
Samochod ruszyl. A z oczy dziewczynki zaszklily sie od lez.



29.

Kiedy stanely na ulicy, Julia wciagnela przez nos powietrze, zamknela oczy i wypuscila je.
Stechlizna, jaka dalo sie wyczuc w mieszkaniu dziewczynki drapala gardlo. Teraz widziala co to byl za zapach. Musi sie dobrze zastanowic, co zrobic by matka Alicji wziela sie wreszcie za siebie. By przestala pic i by zajela sie dzieckiem jak nalezy.
"To takie niesprawiedliwe", pomyslala. "Biedna Zosienka juz nigdy nie bedzie miec dzieci, a taka lajza ma dziecko i tego nie docenia! Boze, gdzie jakas sprawiedliwosc?Nie widzisz cierpien tego kochanego dziecka?" Spojrzala z wyrzutem w niebo a potem spojrzala na Alicje.
-Moja kochana przyjaciolko. Mam genialny pomysl. Tylko od ciebie zalezy co dzis bedziemy robic.
-Dobrze. -powiedziala przeciagle Ala.
-A wiec mozemy dzis zostac tu na miescie, isc do pani Basienki na lody, a potem do parku.Albo....kupimy lody, zrobimy male zakupy i pojedziemy do mnie. Ja cos dla nas ugotuje a ty pobawisz sie z Guziczkiem i psiakami. A potem poczytam ci bajke. A moze masz jeszcze inna, trzecia propozycje`?
-O to drugie jest super!Jedzmy do kroliczka. -piszczala Alicja radosnie.- A te ksiazki to najcudowniejszy prezent jaki dostalam Julijko.Dziekuje ci tak bardzo.- dziewczynka przytulila sie najmocniej jak tylko potrafila.
-Moj skarbie, to nic takiego. Wiesz w tamten dzien sprawilas mi tyle radosci i dzieki tobie nie bylam sama. Jeszcze niejedna ksiazke dostaniesz odemnie. Musimy cie tylko perfekcyjnie nauczyc czytac, bys nie musiala sie nikogo prosic by ci czytal.
-Naprawde? Dostane jeszcze ksiazki?-zapytala mala Ala i stanela z otwartymi ustami.
-Tak, a teraz szybko na male zakupy. Musimy cie troche ubrac.
Przebiegly ryneczek by  dostac sie do sklepikow z dzieciecymi ubraniami. Wymyslily sobie, ze beda jak w tym programie "Shopping queen" i ciagle musza sie spieszyc by wyrobic sie w jak najkrotszym czasie.
Weszly do pierwszego butiku i Julia juz wiedziala, ze tu dostanie wszystko czego potrzebuje.
Sprzedawczyni byla urocza i pomogla w mgnieniu oka  zorganizowac potrzebne rzeczy. Na "ekspresowej liscie" w glowie Julii znalazla sie bielizna, rajstopy, pizamka. Alicja mogla sama wybrac najpiekniejsza sukienke i koszulki. Julia dobrala cieply sweterek i kurtke. Na koniec mila pani przyniosla jeszcze spodnie, ktore perfekcyjnie pasowaly do sweterka.
Alicja bala sie , jak za to wszystko zaplaca.
-Nic sie nie martw kochanie. Juz dlugo pracuje i troche mam odlozone. A ze ty jestes moja przyjaciolka, to beda dobrze wydane pieniadze.-poglaskala dziewczynke po glowce, a ta znow ja mocno przytulila.
-Wiesz, mama nie moze ci za to zaplacic, bo potrzebuje na wodke. Jak nie ma za co kupic, to sprzedaje cos. I wtedy jest bardzo nerwowa. Najgorzej jest wtedy, jak nie ma czego sprzedac.-zrobila smutna minke.
-Twoja mama nie musi mi nic oddawac. Robie to dla ciebie.-powiedziala spokojnie do dziewczynki, a w srodku miala wybuchnac ze zlosci.
Alicja byla taka szczesliwa. Po drodze rozmawialy o slicznym obrazku, ktory przyniosla do poradni weterynaryjnej. Sprawa kredek zostala wyjasniona, Alicja poprostu nie posiadala wiecej.
W  supermarkecie Julia zakupila dodatkowo pare sloiczkow ulubionych dzemow Alicji, platki, nuttele, wafelki i rozne ciasteczkai buleczki.Troche zdrowej zywnosci.Zeby w razie trudnych chwil pijackich slabosci, mala miala co do ust wlozyc. Szampon i plyn do kapieli. Szczoteczke i paste do zebow i wiele innych potrzebnych od zaraz rzeczy. Na sam koniec wybraly sliczna walizke na kolkach, ktora miala te wszystkie rzeczy przetransportowac do domu Alicji.
Czas biegl nieublagalnie. Ale nie przejmowaly sie zbytnio. Cieszyly sie chwila i ciagle wymyslaly inna zabawe. Kiedy jechaly do domu, widziala tylko usmiechnieta, szczesliwa buzie malej dziewczynki.
Tak bardzo chciala na zawsze  zatrzymac ten usmiech na tej slicznej buzi!

wtorek, 29 kwietnia 2014

28.

-Kto tam?-zza drzwi dobiegl ja glos Alicji.
-To ja Julia, twoja przyjaciolka. Przyszlam cie zobaczyc i porozmawiac z twoja mamusia.
-Co jest?-Julia uslyszala zachrypniety damski glos.
-Mamo to Julia.-powiedziala Ala. -Mowilam ci o niej przeciez.
Za chwile drzwi otworzyly sie.
-Co jest?-znow spytala kobieta-Czego pani tu szuka?
W drzwiach stala kobieta w potarganych wlosach, jak gdyby wlasnie wstala. Tanie kosmetyki wygladaly nieestetycznie na zaniedbanej twarzy. A ubior swiadczyl o jej niechlujnosci. W rece trzymala niedopalonego papierosa a zapach, ktory jej towarzyszyl przypominal alkohol.
-Dzien dobry.Przepraszam, ze przeszkadzam. I prosze sie nie niepokoic. Ja zaraz sobie pojde. Chcialabym tylko podziekowac pani coreczce za ogromna pomoc.
-A tak?-zapytala z blyskiem w oku kobieta-Da pani dwadziescia zlotych i sprawa zalatwiona.
Wlozyla sobie niedopalek do ust i probowala zapalic go trzesacymi dlonmi.
-Alez oczywiscie! Dwadziescia zlotych. -Julia szybko wyjela portmonetke i podala matce Alicji pieniadze. -A tu jeszcze taki maly prezencik. Raz jeszcze bardzo ci dziekuje droga Alicjo.- podala dziewczynce paczke. Ala obejrzala pakunek z kazdej strony delikatnie glaszczac jej powierzchnie. W jej oczach pojawily sie lzy. Matka odsunela sie od drzwi i powiedziala.
-Pani wejdzie do srodka. Zaraz sasiedzi mi sie tu zleca. -odeszla od drzwi a Julia przeszla obok niej.
Wszedzie bylo widac brud. Podloga az sie kleila do obuwia. Smierdzialo rozlanym piwem i jeszcze jakims dziwnym ostrym zapachem, ktorego nie mogla zdefiniowac. Mieszkanie bylo zaniedbane. Pozrywane tapety, stare poniszczone graty mialy sluzyc za meble. Wszedzie brud!Boze jak ona moze robic to temu dziecku. W glowie Julii blysnelo tysiace mysli, jak uratowac to biedne dziecko.
-Moge to rozpakowac? Jeju, jak szkoda!Jest tak pieknie zapakowane.
-Spokojnie mozesz zobaczy co jest w srodku. A taki papier moge ci przyniesc nastepnym razem, jesli twoja mama pozwoli.- Julia spojrzala na matke a ta skinela glowa.
-Tak wogole to jestem Julia.-podala reke kobiecie.
-Weronika.- odpowiedziala.
-Milo mi. Wiesz, mieszkam tu od niedawna, ale musze ci powiedziec , ze to bardzo sympatyczne to wasze miasteczko miasteczko a mieszkancy niesamowicie zyczliwi. Pewnie znasz tu wszystkich, i moze wiesz jak moge znalezc kogos, kto chcialby dwa razy w tygodniu zajac sie lekka praca w moim domu?
Gotowka do reki, moge nawet zalatwic ubezpieczenie i wszystko, zeby bylo legalnie. Moze zostawie ci moj numer? No i odwdziecze sie oczywiscie jesli mi pomozesz.- Julia usmiechnela sie cieplo i obserwowala czy jej plan wypali.
-Tak, mieszkaja tu dobrzy ludzie...a za ile ta robota u ciebie? I co trzeba robic?- zapytala jakby od niechcenia.
-Nie ma duzo, czasem okna...podlogi...kurze. A cena, powiedzmy trzysta zlotych.
-Dobra, popytam. Wiesz, ludzie chca wiedziec za ile beda robic.
-Jasne nie ma sprawy. A teraz  moze pozwolimy Alicji rozpakowac prezent?
-Dobra-powtorzyla Weronika.
Dziewczykna spojrzala na Julie, a ta skinela glowa.
Alicja delikatnie zozwinela kokardke, a pozniej bardzo powli odklejala tasme, by jak najmniej uszkodzic ten cudowny, gladki papier.
Kiedy wyjela ksiazki, znow pojawily sie lzy.
-Podobaja ci sie ?- Julia przykucnela obok dziewczynki.
-O tak.Sa takie gladkie i takie kolorowe. Dziekuje, dziekuje, dziekuje.-Alicja rzucila sie Julii na szyje.
-Nie to ja ci dziekuje. I jeszcze jedno, masz gorace pozdrowienia od Guziczka. Czuje sie dobrze i ma ogromny apetyt. A co najwazniejsze znalazlam dla niego dobry dom!
-Naprawde? I bedzie tam szczesliwy?
-Mysle, ze tak. Poniewaz postanowilam, ze zostanie u mnie.
-Oooo tam na pewno bedzie szczesliwy!Dziekuje.A co jest z tym duzym psem? Wyzdrowial?
-Tez jest u mnie i czuje sie duzo lepiej. Harry o nia dba, a nazwalam ja Boni. Podoba ci sie?
-Tak, slicznie.
Julia zauwazyla, ze matka dziewczynki robi sie nerwowa. Postanowila raz jeszcze czegos sprobowac.
-A moze moglabym zabrac Alicje na godzine na lody?
Ala spojrzala blagalnie na matke. Ta wzruszyla tylko ramionami.
-No nie wiem...
-To moze zaprosze i ciebie?-zapytalla Julia.
-A, nie. To wez ja moze a ja se tu pozalatwiam sprawy. To mozesz i dwie godziny ja miec, jak chcesz.
-Naprawde?-zapytala Julia z niedowierzaniem.
-A czemu nie. Mala cie lubi, ludzie dobrze o tobie mowia i dobrze ci z oczu patrzy. Tylko przyprowadz ja, dobra?
Alicja byla szczesliwa. Kazala Julii zapakowac ksiazki w ten sliczny papier, a sama szybko ubrala buciki i brudna kurtke. Gdy drzwi zamknely sie za nimi, Alicja wlozyla swoja mala raczke w dlon Julii i powiedziala.
-Wiesz, kazdy ma swojego Aniolka. Tak mowi nasz ksiadz Stefan. I ty jestes moim Aniolkiem i wiedzialam, ze o mnie nie zapomnisz. Dziekuje.
Julii serce mial rozsadzic zal. Byla taka szczesliwa,ze ma ja obok  a jednak  w srodku byla taka smutna, ze za pare chwil bedzie musiala zaprowadzic Alicje do pijanej matki....



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

27.

Nie pobiegla dalej na wzgorza. Rozmawiajac poszli z powrotem w strone domu Julii.
-No gdzie ty lazisz? -Uslyszala zdenerwowany glos Zoski.- Oooo, ja....tzn.dzien dobry.
-Dzien dobry.- odpowiedzial Piotr.
-Zosiu, ja juz cie odwoze. I z przyjemnoscia przedstawiam ci mojego sasiada ze wzgorz, pan Piotr.
Julia promieniala. Przyjaciolka widziala ja taka tylko u boku Marcela. Tylko, gdy o nim rozmawiala, albo gdy widziano ich razem.
-Jaki tam znowu pan. Poprostu Piotr. -podal reke Zofii i lekko sie uklonil.
-Co za sliczne maniery. Tego nie spotyka sie czesto.- usmiechnela sie.- Kto by pomyslal, taki czarujacy sasiad. A Julia miala juz naslac na ciebie zbirow za to ciagle krecenie se tu.
Julia spojrzala na przyjaciolke takim wzrokiem, ktory od razu mialby powalic ja na ziemie!
Rany, ta i jej niewyparzona buzia! Moglam wczoraj uzyc tego plastikowego noza!- pomyslala.
-Prosze nie sluchaj co plecie....Zosia idz juz do auta.-palcek wskazala samochod i odwrocila sie do Piotra.-Jezeli bedziesz mial ochote obejrzec jeszcze raz dom, albo sie hustac...zapraszam. Och, tylko maly drobiazg mi umknal...pozwolilam sobie odnowic hustawke!
-No to bardzo dobrze! Juz od dawna prosila sie o to prosila. Skrzypiala tak , ze ludzie w miasteczku ja pewnie slyszeli. -usmiechnal sie i wtedy jej serce walilo jeszcze szybciej.
-Nie chetnie, ale niestety musze przerwac nasza mila konwersacje....jednak zla przyjaciolka czeka na mnie. Musze ja szybko odwiezc, a potem bede w domu.- sama nie wie czemu tak powiedziala.
-No to przebiegne tedy, jak bedziesz w domu.- znow sie usmiechnal, zalozyl kaptur  na glowe i pobiegl.
Stala tak jeszcze przez chwilke i szeptala, "Jesli to ty, odwroc sie! Jesli to ty, odwroc sie".
Juz miala isc do samochodu, kiedy Piotr odwrocil sie w jej strone i pomachal do niej reka.
Zrobilo jej sie goraca, a serce zabilo jeszcze mocniej!
-No pieknie!Ktos tu wpadl po uszy! A jaki cholera przystojny!!!!Ten caly Norbert wogole sie do niego nie umywa!A ty myslalas, ze to jakis zbir!
Julia spojrzela groznie na Zosie, ale ta ciagnela nadal.
-No to przynajmniej jedno sie rozwiazalo. Teraz musisz tylko uwazan na niebezpiecznie zazdrosnego ogrodnika.- Zoski smiech byl przerazajacy.
-Jezu,  Zoska.Wez ty sie zamknij.
Kiedy odwiozla przyjaciolke, postanowila wjechac do miasteczka, by zobaczyc czy mala Ala juz byla po ksiazki.
-Dzien dobry pani Barbaro. Co nowego?-zapytala Julia.
-Dzien dobry pani Julio. Niestety nie mam dobrych wiesci. Mala nie pojawila sie od tego czasu.
-O, to niedobrze! Wie pani co, ja chyba sie do niej przejde.
Wlascicielka baru podala Julii pakunek i powiedziala - Prosze na siebie uwazac.
-Dziekuje, bede.
Zasmucona szla wolno w kierunku starej kamienicy, w ktorej mieszkala mala Alicja.
Nawet wczesnie rano okolica wygladala nieprzyjemnie.
Weszla na pietro i nadsluchiwala. Wszedzie panowala cisza.
Podeszla do obdrapanych drzwi, w ktorych mozna bylo wyraznie zauwazyc, ze zamek byl zdemolowany a klamka wisiala na pol gwizdka. Matko, jak mozna zyc w takich warunkach?
Zapukala cicho do drzwi. Nic. Zapukala jeszcze raz glosniej. Dobiegl ja stukot malych stop.
"Dzieki ci Boze! Nic jej nie jest." -pomyslala Julia.

26.

Julia o godzinie siodmej, byla juz na nogach. Nakarmila zwierzaki i zabrala psy na spacer.
-Dzis pobiegamy w innym kierunku moi drodzy.- usmiechnela sie do merdajacych ogonami psiakow.
Okrazyli ogrod i wbiegli na drozke prowadzaca na wzgorza.
Biegla powoli, w jednej rece trzymajac smycze psow w drugiej zas, gaz pieprzowy.
Tomasz obiecal pojsc z nia do tego okropnego typa, ktory dzialal jej totalnie na nerwy tym ciaglym bieganiem obok jej ogrodu. Niestety, przez brak czasu nie wywiazal sie z objetnicy.
Nie potrafila przestac myslec o tym, ze byc moze ten czlowiek co noc siedzi w jej ogrodzie albo moze ja obseruje?
Gdy tak rozmyslala, psy zaczely ujadac. Niespodziewanie przed Julia pojawil sie facet w kangurku.
Automatycznie chwycila Boni za obroze i przyciagnela do siebie.
-Prosze sie nie bac.-powiedziala Julia a mezczyzna stanal tuz przed nia wogole nie zwracajac uwagi na wystrzezone zebiska Boni.
-Nie ma obawy. Malo co moze mnie przestraszyc. -glos mial cieply i nawet dosc przyjemny, jednak mimo wszystko Julia mocniej scisnela w dloni gaz.
-Przepraszam, ze zpytam....-przerwala na chwile, zastanawiajac sie jak zadac mu pytanie.-Czy to jedyna droga, ktora prowadzi do panskiego domu?
-Nie. Od strony autostrady jest jeszcze jedna droga prowadzaca  na gore.-odwrocil sie i wskazal jej reka kierunek, zdejmujac z glowy kaptur.
Julia byla zaskoczona. Jezeli tak wyglada milosc od pierwszego wejrzenia, to wlasnie ja to spotkalo!
-A chciala pani na wzgorza?-zapytal jeszcze cieplej.
Boze, jak mogla tylko zle o nim pomyslec. I jak mogla nie chciec by biegal kolo jej domu? Matko, niech sobie czlowiek biega.
-Tak, wlasnie. Bo ja mieszkam tu od niedawna.Chcialabym zobaczyc, jakie piekne krajobrazy mnie otaczaja. -sklamala.
-No tak, to pani jest Julia Wersky. Mam nadzieje, ze pani nie przeszkadza iz biegam kolo pani domu?
-O nie! Naturalnie, ze nie!- "Jejku czy ja postradalam zmysly?!"-pomyslala.
-Przepraszam, gdzie moje maniery, Piotr Rygielski.-uklonil sie i podal jej dlon.
-Julia Wersky-usmiechnela sie szeroko i rowniez sie uklonila.
-Wie pani, ze teraz do pani nalezy dom mojego wujostwa? To bardzo pekny dom...jednak jedyne co milo wspominam , jest moja stara hustawka. I musze sie pani przyznac, ze kiedys wuj zamontowal ja  specjalnie dla mnie. Nie wiedzialem, ze pani tam mieszka...i raz bylem w pani ogrodzie...prosze mi wybaczyc...nie moglem sie oprzec...prosze wybaczyc.....
Wybaczyc?Wszystko jest w stanie mu wybaczyc!

sobota, 26 kwietnia 2014

25.

Kiedy wjechaly na posiadlosc, Tomasz mial wlasnie wyjechac. Psy ujadaly radosnie biegajac wokol auta.
-Hej dziewczeta! Wlasnie sie zastanawialem czy sie dobrze bawicie.- usmiechnal sie szeroko, ukazujac swoje proste, biale zeby.-A dzieciaki byly bardzo grzeczne!-tu spojrzal na psiaki.
-Witaj niewierny Tomaszu.- powiedziala zalotnie Zosia.
Julia i Tomasz spojrzeli zdziwieni na siebie. Julia niezauwazalnie pokiwala glowa, a rozbawiona Zosia trajkotala nadal.
-To jak przystojniaku, moze lampeczke wina po tak ciezkim dniu?
-O nie!Padam z nog! -Tomasz popatrzyl na Julie  jakby wyczul, ze chciala zostac z przyjaciolka sama.-Ale chetnie innym razem zabiore cie na lampeczke. -Naturalnie jego wzrok skierowany byl nie na Zosie, gdy to mowil. A w Julii gotowal sie gniew!
-No no...to czekam na ten "inny raz".
-To zycze pieknym paniom dobrej nocy i umywam sie. Dobranoc!
-To dobranoc niewierny Tomaszu.-powiedziala Zoska.
-Dobranoc.-odpowedziala chlodno Julia.
-Ej , a costy taka skrzywiona byla tam na dworze? Macie jakies spiecie malzenskie?- zapytala Zosia, gdy juz wykapane wygodnie rozsiadly sie na werandzie. Zosia ku zdziwieniu Julii, wziela ze soba Guziczka i troskliwie go glaskala.
-Co ty pleciesz....?Wiesz, ja chcialam ci tylko powiedziec....bo widzisz, zdawalo  mi sie, ze po czterech latach samotnosci powinnam znow ...tzn. moglabym znow miec sie do kogo przytulic...Ten cudowny czas z Marcelem jest nie do zastapienia. Ale jestem jeszcze...tzn. moze mam prawo....
-No ja mysle kochana!Juz nie pamietam ile razy mowilismy ci z Florkiem bys "wyszla   na swiat"!
I co?
-No to mi nie przerywaj, to ci powiem!- cmoknela i ciagnela dalej.-Bo widzisz, ja ...wydawalo mi sie, ze czuje cos do Norberta. I to jego cieplo, kiedy przebywa w mojej obecnosci. I czasem wydaje mi sie, ze ja tez mu sie podobam.Zawsze stara sie mnie dotknac. I jest taki niesamowicie mily... No ale mam wrazenie, ze on ma jakies tajemnice! I wczoraj Tomasz wrzeszczal na mnie, ze Norbert moze mnie skrzywdzic...
-Ale ze niby jak? Wrzeszczal?- spytala zdziwiona Zosia.
-No nie wiem. I to wlasnie takie bez sensu! A jeszcze wczesniej, Tomasz cos tam marudzil, ze niby wszyscy zle ulokowali uczucia...
-Ze niby jacy wszyscy?
-No ty, ja...Tomasz.
Nastala krotka cisza. Po chwili Zoska stuknela sie piescia w czolo.
-A ! Ze niby ty w Norbim, a on ciebie nie! Ja w Tomku -a on mnie nie, Tomasz....-znow cisza.
-Ze Tomasz w tobie Julka?
-No i wlasnie o tym chcialam z toba pogadac. Bo ja nie chce zebys byla na mnie o to zla. Ja mu od razu jasno do zrozumienia dalam, ze ja nie! A kiedy powiedzial, ze chce sie z toba umowic, juz nic nie rozumialam....poczulam sie zazdrosna. Przepraszam...nie powinnam byla nawet przez chwile tak pomyslec...
-No co ty bredzisz. Po co te wyrzuty sumienia?!Kochana, przystojny facet kreci ci sie po chacie.. cztery lata nie mialas faceta...nic dziwnego, ze roja ci sie dziwactwa w glowce!I jesli o mnie chodzi, to ja tam pasuje!
Jakbym jakiegos chciala, to pewnie juz by byl!-Zosia przytulila przyjaciolke.
-Och Zosiu, ale ty mu powiedzialas, zebys go schrupala i ze podobaja ci sie jego posladki! A po drugie, on tak czesto dziala mi na nerwy!
-Co?!!!!!-krzyknela Zosia.-Ja powiedzialam cos takiego?Jezu, Julia wez mnie zabij!Tu masz noz.-podala Julii plastikowy nozyk czesto uzywany na grillach.
-Tym, to moge ci ewentualnie oko podrapac. -powiedziala Julia i zabrala Zosi przedmiot niedoszlej zbrodni.
-No to co my teraz zrobimy?- zapytala Julia?
-Hmmm, prawdopodobnie wypijemy lampke wina.A potem pojde sie utopic. Juz nigdy nie spojrze mu w oczy! Jak moglo do tego dojsc? -pochylila sie, zeby dosiegnac butelki z winem
-No wlasnie tak- dodala Julia.


-

czwartek, 24 kwietnia 2014

24.

Jadac do Floriana, postanowila nadlozyc drogi i wjechac na chwile do miasteczka, by dowiedziec sie czy Alicji podobaly sie ksiazki.
-Oj, bardzo mi przykro, ale malej nie bylo. Przyjdze pewnie jutro.-powiedziala pani Barbara .
Julii  zrobilo  sie smutno. Tak chciala sprawic dziewczynce przyjemnosc. Miala tylko nadzieje, ze mala nie rozchorowala sie od tych lodow.
U Floriana stwierdzila ze chce jednak pogadac z Zosia i dowiedziec sie co ona o tym wszystkim sadzi.
Panstwo Cerafin ucieszyli sie ogromnie na jej widok. Mieli sobie tyle do powiedzenia.
Jedzenie bylo poezja! Florian potrafil zamawiac w najlepszych restauracjach.
-No to czas najwyzszy byscie szybko obejrzeli dom.-powiedziala Julia.
-Moze w sobote?-zapytal Florek- Zrobilibysmy grilla. Co ty na  to Skowroneczku?
-O, to cudowny pomysl. I pewnie do soboty moj ogrod bedzie juz jako tako wygladal. Tomasz tworzy cuda!
W tej samej chwili w drzwiach stanela Zosia. Serce Julii zabilo szybciej.
-Juhuu- zawolala Zosia.-Juz jestem.A jakie cuda tworzy ten Tomasz? Dzis niestety dostalam nowa sprawe. Przygotowania sa najgorsze.Wiec wybaczcie, ze tak pozno. A  i widze kochaneczku, ze "ugotowales" moje ulubione danie - Zosia odwrocila sie w stone Floriana i mocno go przytulila.
Wszyscy zaczeli sie smiac.
Reszta wieczoru uplynela jeszcze sympatyczniej. Zosia potrafila opowiadac bez konca i wszyscy uwielbiali ja sluchac. Tylko Julia robila sie troche nerwowa, poniewaz ani razu nie znalazla sposobnosci by pogadac z nia sam na sam.
Kiedy o 21:00 goscie poczuli sie zmeczeni, Zosia podeszla do Julii.
-No moja kochana.Jak tam sprawy ogrodowe?- Zosia mrugnela porozumiewawczo.
-Wiesz, ze nawet niezle. Jednak potrzebuje z toba pogadac w kwestii ogrodnictwa.-powiedziala konspiracyjnie Julia.
-Ale czy ty mnie z kims nie pomylilas? Ja i ogrodnictwo? Bo widzisz, jesli ktos ci cos ukradl, to taaaak.
-Wlasnie, ktos mi cos ukradl.....mianowicie  - rozum!
-Oho! Widze, ze wieksza sprawa. A wiec jesli masz ochote odwiezc mnie jutro rano do domu, to mozemy wybrac sie do ciebie na pogaduchy! Mooje cholerne auto bedzie funkcjonowac dopiero w poniedzialek.
-Oj Zosiu, jestes wielka!
Pozegnaly sie serdecznie, a usciskom nie bylo konca.
Termin spotkania zostal ustalony, a Florian byl zadowolony, ze wszystko tak ladnie wyszlo.
-Moj Skowroneczku - powiedzial do Juli.- Pamietaj, ze szczerosc jest najwazniejsza!

23.

Nie mogla spac. Co chwila budzily ja dreczace sny.
Jeszcze teraz slyszy glos Tomasza  mowiacy o tym ze Norbert moglby ja skrzywdzic. Ale dlaczego?
Wczoraj po ich klotni, Tomasz odwalil niezly kawal roboty. I przez reszte dnia , nie zamienil z nia ani jednego slowa wiecej.
Stara hustawka wygladala, jakby prosto ze sklepu. Byla sliczna i co najfajniejsze - juz nie skrzypiala.
Zredukowal ilosc niepotrzebnych krzewow i przycial tuje.
Nie mogla zapomniec widoku jego nagiego, spoconego ciala. Z okna kuchni spogladala na niego co chwila, nie moc sie oprzec. Wygladal, jak grecki bog!
Zlapala sie na tym, ze mimo iz uwaza ze Tomasz nie jest w jej typie, z przyjemnoscia na niego patrzy...
Wieczorem zadzwonila do Florianna.
Musiala z kims pogadac. Wybrala przyjaciela, poniewaz bala sie, ze rozmowa o Tomaszu z Zofia, mogla by ja zranic.
Jak na zlosc, Florian stanal po stronie Tomasza. Nie wiadomo dlaczego, Florek ma do niego zaufanie .
Nie, tego sie spodziewala.
O dziewiatej przyjechal Tomasz z wielka kosiarka i paroma innymi gratami.
Otworzyla drzwi. Zastanawiala sie czy przynajmniej powie jej dzien dobry?
-Dzien dobry piekna sasiadko! Wczoraj nie uzgodnilismy o ktorej mam byc, i jesli chcesz zebym zaczal pozniej to nie ma sprawy...
-Nie, tak jest dobrze! I dzien dobry przystojny sasiedzie.-przerwala mu.
Podszedl do niej blizej. Chwycil ja za reke i powiedzial -Przepraszam za wczoraj. Nie powinienem  mieszac sie do twojego zycia. Dalas mi przeciez jasno do zrozumienia, ze nie jestesmy dla siebie...
A wiec, moze zaczniemy jeszcze raz? Nie chcialbym stracic takiej milej sasiadki! I pracodawczyni.
Jego zapach byl cudowny! Swieza koszula lezala na jego ciele nienagannie. 
-Och Tomasz. To ja przepraszam. Od poczatku moglam na ciebie liczyc, a wczoraj potraktowalam cie jak wroga. Cala noc sie z tym meczylam....
-No to dobrze, ze mam cos na dobre samopoczucie.-poszedl do auta i wyjal papierowa torbe.
Pachnialo pieczywem.
-Mam nadzieje, ze jeszcze nie jadlas sniadania?
-Och, jakie to mile. Daj mi chwilke, zaraz wszystko zorganizuje. -Podeszla do niego i mocno go przytulila.
"Cholera, czy dam rade byc tak blisko niej...?"-pomyslal Tomasz. Byla taka ciepla...Taka cudownie ciepla. Jej wlosy pachnialy szamponem, chcial schowac w nich twarz i tulic ja bez konca. To bylo cos niesamowitego. Nawet w najskrytszych marzeniach, nie wyobrazal sobie, ze dzis bedzie mogl miec ja w ramionach.Ze bedzie tak blisko!Znow poczul dreszcze!
Jedzac sniadanie, Tomasz pokazal jej pare szkicow mowiacych o tym co i gdzie.
Wszystko wygladalo bardzo interesujaco. W niektorych miejscach dodala kilka drobnych szczegolow.
Tomasz namowil ja na oczka wodne z rybkami. Od razu spodobal jej sie ten pomysl. A z tylu domu przy basenie Tomasz stworzy jej mala wyspe.
Ogrodzeniem  jednak  zajmie sie firma. Szkody sa zbyt duze i najlepszym rozwiazaniem bedzie polozenie calego ogrodzenia.
-Czasem cos dla nich projektuje, teraz oni moga zrobic cos taniej dla mnie.
-Oj to nie madre! Nie marnuj swoich kontaktow dla mnie. Kiedys moze bedziesz sam potrzebowal...
-Ja tam sobie poradze. Apropo. Troche rozmyslalem...Myslisz, ze moglbym umowic sie z Zosia. Tzn. czy myslisz, ze ona by chciala?-powiedzial to bardzo powoli i nie spuszczal z niej oczu. Chcial dokladnie odczytac, jak zareaguje.
Otworzyla zdziwione oczy jeszcze szerzej i poprostu braklo jej slow.
"O co mu teraz chodzi? Po co mu Zosia? Przeciez nie byla w jego typie!"
Sposcila wzrok i zaczela nerwowo skladac serwetke.
-Nie jestem pewna. Bo widzisz, Zosia jest czesto bardzo zajeta....
-Ach nic nie szkodzi. Pod wieczor do niej zadzwonie. Trzymaj kciuki, moze mi sie uda- nadal ja obserwowal i usmiechal sie caly czas.
-Ale wieczorem jej nie ma!- powiedziala glosno.- Dzis idziemy na spotkanie z rodzicami Floriana.
-Nic nie szkodzi, zadzwonie na komorke. - I nie czekajac na wiecej wstal od stolu, podziekowal i poszedl do swojej pracy.
Julia siedziala ze zdziwiona mina i zastanawiala sie co to ma znaczyc!? Dlaczego tak szybko zmienil zdanie? I dlaczego pomyslal o Zofii? I co najwazniejsze, dlaczego sie nie cieszy? Przeciez chciala zeby byl z Zofia! Jaka z niej przyjaciolka?
Poczula nieprzyjemny bol....
-


22.

Kiedy byla gotowa z jedzeniem, w drzwiach pojawil sie Tomasz, Norbert i pan slusarz.
Mezczyzna wygladal na okolo piecdziesiat lat, byc moze byl mlodszy, ale widac stres, albo ciezka praca odbily pietno na jego smutnej twarzy.
-Witam panow- Julia podeszla usmiechnieta z wyciagnieta reka. Ten usmiech  w stu procentach w calosci skierowany byl do Norberta. Tomasz  zauwazyl , jak sie zarumienila. Kiedy poczula jego wzrok na sobie , szybko dodala- To moze usiadziemy na werandzie?
-Ja dziekuje, zabiore sie od razu do rzeczy, bo moj dzien nigdy sie nie skonczy, a mam jeszcze robote u ziecia. ciapciucha takiego wybrala sobie moja corka. Nic za cholere chlopak zrobic nie umie. Zarowki nie wkreci, a ona ....slowa nie da na tego nicponia powiedziec.- cos tam jeszcze mruczal i jak powiedzial tak zrobil- rozwiercanie rozpoczeto.
-Widze Julio,  ze pobyt u ciebie sluzy suczce. Prawie nie widac, ze przed wczoraj byla jedna lapa w grobie.
-Nazwalismy ja Boni. Az tak dobrze to nie jest. Szybko sie meczy, i doskwiera jej ta tylnia lapa.Wieczorem widac bardzo jak kuleje. No i nie wszedzie da sie jeszcze dotknac. Jak smaruje jej te wszystkie miejsca, pokazuje mi zeby.
-Boni, dobre. A teraz widze, ze nie w pore weszlismy. Mieliscie jesc....
-Nie ma problemu, zawsze robie troche wiecej, wiec starczy i dla ciebie i dla pana slusarza. No to do stolu zapraszam. Poszla do kuchni, a za nia wszedl Tomasz.
-Moze ci pomoc?Pachnie przepieknie.
-O dzieki, to wez  salatke i pieczywo. Mam nadzieje, ze bedzie ci smakowac?-odwrocila sie w strone Tomasza i usmiechnela sie  cieplo. Poczul takie wibracje w brzuchu, ze jedyne na co mial teraz ochote,to wziasc ja w ramiona i pocalowac. Byla taka piekna. Jej loki tak bardzo do niej pasowaly, ze nie moglby sobie jej wyobrazic w innej fryzurze. I te sliczne, duze zielone oczy...Boze, ile by dal by poczula do niego to co on do niej.
-Tomasz? Cos sie stalo?-Zapytala i podeszla blizej. Pachniala papryka, a jej wilgotne usta nie dawaly mu spokoju.
-Niestety...No coz, chodzmy jesc, bo wystygnie. - To bylo najlepsze co mogl zrobic. W innym razie nie moglby sie opanowac i popelnilby duzy blad...
-Ale co niestety?-Dopytywala sie Julia depczac mu popietach.
-O matko, jaki nagle zrobilem sie glodny!- powiedzial Norbert!-A to tak pachnie.
Zapytany raz jeszcze pan slusarz ponownie odmowil. Z zamkami uwinal sie ekspresowo. Widac, ze zajmuje sie tym od wiekow.
Kiedy odjechal, slyszala jak Norbert rozmawia z Tomaszem poltonem
-....Strasznie cierpiala....tym razem zatrzymaja ja dluzej....-Kiedy podeszla, zaczeli rozmawiac juz glosno i to o pogodzie.
-Bardzo dziekuje za to przepyszne jedzenie. I wybacz, ze tak bez zapowiedzi.
-No co ty! Jestem twoja dluzniczka! Uratowales to przepiekne psisko. I jeszcze nie raz z przyjemnoscia cos dla ciebie ugotuje.- Mezczyzni popatrzyli na siebie, a jej zrobilo sie nagle glupio z powodu tego co powiedziala. Nagle wydalo jej sie to takie ...nie na miejscu. Chociaz nie to miala na mysli. Szybko dodala -Dla was. -ale juz bylo za pozno. Rumieniec oblal jej twarz, wiec zeby  nie stracic resztek godnosci szybko zabrala sie za zbieranie talerzy ze stolu.
-Julia, ja szybko zerkne jeszcze na Boni, czy aby na pewno wszystko u niej dobrze i bede lecial. Mam wazne sprawy do zalatwienia i ...ale wpadne jutro, to sobie pogadamy, dobrze?
Oczy Tomasza zablyszczaly od zlosci. Po co to robi? Czemu nie powie jej poprostu prawdy?
-Nie ma sprawy, i raz jeszcze dziekuje.
Norbert obejrzal suczke. Wszystko okazalo sie w  porzadku. Rany goily sie , a bol niestety potrzebuje czasu. Pomachal na pozegnanie i pojechal.
Tomasz podszedl do stolu i pozbieral reszte rzeczy.
-Jedzenie bylo naprawde wyjatkowe! Gdybym mogl, jadlbym u ciebie co dzien.
-Och, nie przesadzajmy! -usmiechnela sie Julia.
-Myslisz, ze Norbert ma jakies problemy?
Tomasz nie wytrzymal.
-Powiedz Julio, masz jakas nadzieje ze moglabys z nim byc?
-Ale co to za pytanie? Oczywiscie, ze nie nie! Nie rozumiem o co ci wogole chodzi?!-Byla na niego wsciekla. -Mysle, ze powinienes sie zajac tym co do ciebie nalezy, a wiec OGRODEM, a nie moim zyciem!-Krzyczala.
-Chce cie tylko chronic!
-Chronic? Ale przed czym? To jest twoj przyjaciel , jak moglby mnie skrzywdzic?
-_Moze rozkochac cie w sobie i zostawic?- Tomasz odwrocil sie i wyszedl do ogrodu.

wtorek, 22 kwietnia 2014

21.

Podeszla do drzwi. Byly zamkniete.
-Jakim cudem  psy wyszly?-zapytala zdziwiona Julia.
-Moze zostawilas otwarte drzwi  tarasu z tylu ? A moze masz jeszcze jakies inne drzwi...?
-Poczekaj, teraz jak pomysle, to juz kiedys Harry znalazl sie poza domem mimo zamknietych drzwi.
Dziwne to wszystko. A moze ten facet ma klucze do domu? A jak on wchodzi tu noca?
-Julio, nie dajmy sie zwariowac! Jesli pozwolisz przeszukam twoj dom. A zaraz potem pojade do miasta po nowe zamki.
Weszli do domu. Nie zauwazyla niczego dziwnego. Wszystko bylo na miejscu.Obeszli wszystkie pokoje i korytarze.
Drzwi tarasu i  okna byly szczelnie pozamykane. Zarowno u gory jak i na dole.
-Dziwne. Moze jednak bedzie lepiej, jak ktos inny przywiezie  nam zamki. Nie zostawie cie tu samej.-Tomasz wyjal telefon i zadzwonil do Norberta. - Czesc stary, nie przeszkadzam?
Mamy tutaj maly problem u Julii.Nie ,nie... z psiakiem wszystko gra. Tylko potrzebne nam nowe zamki..
Powiedz mu, ze najbardziej solidne jakie ma. Trzy! Na wczoraj. Dzieki...ok.
-Norbert przysle znajomego slusarza. Ten najlepiej wykona te robote.- Tomasz podszedl do drzwi z piwnicy.
-Musisz wziasc latarke, swiatlo nie dziala. Prawdopodobnie, jakies spiecie.
Podala mu latarke i ruszyla za nim. Nic nie mozna bylo zobaczyc. W piwnicy panowaly egipskie ciemnosci.
-Zobacz, tam jest strumien swiatla.-Podeszli blizej. Tomasz przejechal reka po deskach, pare dalo sie z latwoscia przesuwac. -Co jest za ta sciana?-zapytal.
-Garaz. -Odpowiedziala. Chciala sie odwrocic do wyjcia, potknela sie i wpadla prosto w jego  ramiona.  -Ups, przepraszam, ciemno tu jak cholera!
-Jesli o mnie chodzi, mozesz na mnie wpadac co chwila!-Oswietlil sobie twarz latarka pokazujac biale zeby.- Cos cie boli? Mam cie wyniesc?
-Wszystko gra, wyjde sama.
W garazu wszystko okazalo sie jasne. W scianie brakowalo cegiel a deski z latwoscia mozna bylo przesunac.W ten sposob zwierzeta mogla przejsc do garazu.Natomiast w scianie przy drzwiach garazu byly zamontowane male drzwiczki przeznaczone dla zwierzat domowych takich, jak psy i koty.
Prawdopodobnie poprzedni wlasciciele tez mieli zwierzaki.
Tomasz spojrzal na Julie pytajaca.
-Jesli chodzi o zamki, to mimo wszystko chce je wymienic.
-Tez tak uwazam.
-Wiesz co, te "tajemnice" sprawily, ze zrobilam sie glodna. Moze masz ochote na cos dobrego?Chetnie cos dla nas upichce.
-O, byloby wspaniale! Umieram z glodu!
Kiedy Julia zniknela w kuchni, zajmujac sie przyrzadzaniem jedzenia, Tomasz wraz z psami udal sie na sprawdzenie dziur w ogrodzeniu.
W tym samy momencie ktos biegl droga, obok ogrodzenia. Psy zaczely szczekac.

20.

Zaraz po wyjsciu przyjaciol, zadzwonila do Tomasza. Umowili sie o dwunastej na ryneczku.
-Dzis zostaniecie w domu- poinformowala psy. A gdy zamykala drzwi, slyszala jak Harry zaczyna wyc. - Jezu, ten to sie nigdy nie nauczy! Przestan plakac, Harry! Mama niedlugo wroci, przeciez masz nianie!- Zamknela brame i ruszyla w kierunku miasteczka.
Mial duzo czasu do spotkania, wiec szybko pozalatwiala wazne sprawy. Nastepnie apteka, potem posterunek policji.
Niestety na posterunku nie spotkala Anieli. Ktorys z jej chlopcow zachorowal i musiala  wziasc sobie wolne. Taka informacje otrzymala od milego starszego posterunkowego.
Postanowila wejsc wiec do kawiarenki.
-Dzien dobry pani Basiu!!!-zawolala juz w progu.
-Dzien dobry pani Julio! A to ci niespodzianka. Czym moge pani sluzyc?
-Moze kawa i kawalek tego pysznego serniczka. I dzis zostane tu przy barze.
-Juz sie robi. A to dla pani. - Barmanka wyjela zwinieta katrke- mala Alicja zostawila to dla pani.
Julia z niecierpliwoscia rozwijala kartke, gdzie zostalo napisane "bardzo tesknie twoja pzyjaciulka. jadlam lody bardzo dobre". A na dole kartki namalowane bylo male krzywe serduszko.
-Mala byla tu zaraz nastepnego dnia. Miala pieniadze, wiec od razu pomyslalam, ze dostala je od pani.Ale nie kazalam jej placic. Moze uda jej sie ukryc przed matka.
-To straszne. Bylam ja odprowadzic i tam gdzie mieszka to nie  jest miejsce dla niej. Wie pani cos o jej rodzicach?
-To nic dobrego. Nie lubie zle mowic o tutejszych mieszkancach, ale matka dziewczynki to ciezka sprawa. W gre wchodzi alkohol. Byla dwa razy na terapii, ale nic nie pomoglo. Zaraz jak wracala, szla do knajpy. Maz nie wytrzymal i odszedl. Dobry byl z niego chlopak, wszyscy sie dziwili, dlaczego nie wzial dziewczynki ze soba. Moze sie zalamal, albo mial wypadek? Nikt nic nie wie. Slad po nim zaginal.
A ta sypia z kim popadnie. Wystarczy, ze ktos jej postawi drinka juz laduje z nim w lozku.
Mala byla w "domu dziecka" przez pol roku.Ale matka wziela sie troche za siebie i oddali jej dziewczynke.
Dziwnym trafem, zawsze wie kiedy maja przyjsc z opieki spolecznej, bo w tym dniu nigdy nie pije. Wiec widza, ze wszystko gra i daja sobie spokoj. Tak to juz jest.Nasze prawo jest niestety takie ... Widzi pani, nikt sie tym nie zajmuje, kazdy przymyka oko. Tylko malej szkoda, bo to dobre dziecko.
-O to wlasnie chodzi. Chyba sprobuje poznac sie z matka Alicji. - powiedziala Julia stanowczo.- a potem zobacze co uda mi sie zrobic.
-Oj, bedzie ciezko. Ta kobieta nie lubi nikogo, kto posiada pieniadze i kto wyglada lepiej niz ona. Prosze na siebie uwazac, pani Julio.
-Dobrze. A teraz lece pozalatwiac reszte spraw. Ach, jeszcze jedno. Jest tu jakas ksiegarnia?
-Tak, calkiem spora dwie przecznice z tad. Od razu ja pani zobaczy!
-Dziekuje i nie mowie do widzenia, bo jeszcze tu dzis zajrze- usmiechnela sie szeroko, zaplacila i wyszla.
Ksiegarnie znalazla bez problemu. Byla naprawde duza i wszystko tutaj bylo przejzyste i latwe do znalezienia. Odszukala regal z literatura dziecieca i  wabrala dwie pieknie ilustrowane ksiazki. Basnie braci Grimm i Basnie Andersena. Kupila sliczna kartke przedstawiajaca tulace sie misie, na ktorej napisala drukowanymi literami: "PAMIETAM O TOBIE, TWOJA PRZYJACIOLKA JULIA"
Ksiazki kazala sobie ladnie zapakowac, do srodka wlozyla kartke i ruszyla z powrotem do restauracji.
-Pani Basiu. Gdyby dziewczynka przyszla, prosze jej to dac i mocno ja odemnie usciskac.
A tera zycze milego dnia! Do zobaczenia.
-Do zobaczenia pani Julio.
Gdy wyszla z restauracji, zobaczyla Tomasza opierajacego sie o jej samochod. Wygladal bardzo eleganzko.Zastanawiala sie czy aby nie za elegancko do transportowania zeimi, donic, kwiatow i innych rzeczy. I ten jego dwudniowy zarost! Szkoda, ze nie Zofia nie jest w jego typie. Piekna bylaby z nich para!
-Witaj piekna sasiadko.-Uklonil sie nisko.
-Witaj pzystojny sasiedzie.- usmiechnela sie cieplo i podala mu dlon, ktora Tomasz delikatnie pocalowal.
-O, nie sadzilam, ze jeszcze ktos to robi?- powiedziala zmieszana.
-Tak, ja "to robie".-usmiechnal sie szarmancko.- A teraz do rzeczy. Wiesz popytalem troche i to na sto procent jest siostrzeniec Mullerow! Nawet bylem go odwiedzic i zapytac czego chce od ciebie i twojego domu ...niestety pocalowalem klamke, bo typa nie bylo w tej zabitej dechami budzie.
-Dziekuje ci, to serio mile z twojej strony.
-Przeciez obiecalem! Dowiedzialem sie tez, ze Mullerowie mieli zapisac mu dom w spadku, ale tego nie zrobili. Malo kto wie dlaczego? Byc moze Barbara, wlascicielka restauracji cos wie? Wiesz oni nie mieli dzieci. A ich jedyna krewna byla siostra Weroniki Muller. Ta jednak zmarla przed Mullerami.
Wydaje mi sie, ze ten palant probuje cie straszyc, zebys opuscila dom.
Ale nie martw sie. Ja cie ochronie i jeszcze dzis pojde do niego jeszcze raz.
-A gdzie on mieszka?- zapytala Julia.
-Powiem ci a ty pojdziesz sama zalatwiac sprawy? O nie! Ten typ moze byc niebezpieczny.
-No przeszlo mi to przez mysl...masz racje. Moze zbyt niebezpieczne. Ale z toba chyba nic mi nie bedzie grozic?
-No, ze mna na pewno nie. Dobra to jak wszystko zalatwimy, pojedziemy do goscia.A gdzie pieski?
-Dzis zostaly w domu, zbyt wiele rzeczy mam do zalatwienia. Ale jesli chodzi o suczke , Florian wymyslil imie - to bedzie Boni. I jest niesamowita. Kuleje tylko troche na tylna lape. Rany goja sie cudownie. To silny pies! Wydaje mi sie, ze jest szczesliwa.
-Harry nie jest zazdrosny?-zapytal Tomasz.
-Probuje i troche sie zgrywa. Ale uczy sie od Boni i potrafi juz szczekac. Wiesz, on nigdy na nikogo nie szczekal.Mozesz to sobie wyobrazic? Tylko przy mnie Zosi i Florianie sobie pozwalal.
Pojechali do miasta. Owiedzili wszystkie mozliwe duze sklepy budowlane i ogrodnicze. Zaladowali wszystko na woz i ruszyli w strone domu. Po drodze, Julia pokazala Tomaszowi swoja czytelnie, gdzie w oknie wystawowym zobaczyli Floriana machajacego jakims kijem.
-Pewnie walczy z pajeczynami. Pelno tego u nas, to stary budynek.
Wiezdzajac na posesje znow zauwazyla, ze ktos siedzial na hustawce.
-Znow tu byl....-powiedziala szeptem. A zaraz potem zobaczyla psy biegnace w ich kierunku.
-Przeciez zostawilam je w domu!
.....



poniedziałek, 21 kwietnia 2014

19.


Julia wstala juz o szostej by wykorzystac co do minuty ten dzien.  Miala dzis tyle do zrobienia. Wziela szybki prysznic i wlasnie miala schodzic na dol, gdy uslyszala szczekanie psow.
-Co jest moje pieski? - podeszla do okna i nie wierzyla wlasnym oczom! Na starej hustawce siedzial facet w kangurku. Nie , tego juz za duzo! Nie myslac dluzej , otworzyla drzwi , i  razem z suczka wybiegly do ogrodu.
Czlowiek w kangurku juz byl przy zywoplocie, a zaraz potem - za nim. Niestety nie zdazyly dobiec do bezczelnego typa!
-Co pan tu robi?-krzyczala - To teren prywatny! Ja panu zabraniam!  Cholera, dzis musze pogadac z Aniela!
Nie bedzie mi sie tu zaden bezdomny wloczyl!!!!!!
O osmej juz z niecierpliwoscia wypatrywala samochodu Floriana.
Auto pojawilo sie pietnascie po i dalo sie slyszec zazarta dyskusje.
-Osma oznacza osma!Dobrze wiesz, ze nie przywyklem sie spozniac, to raczej twoja zaleta!
Podeszla blizej i juz wiedziala co tam sie kroi.
-Dzien dobry moi kochani! Zosienko, a ty co tu robisz tak wczesnie?
-Och, witaj Juleczko. Wczoraj mialam stluczke!Jakis pijany palant wjechal w moje kochane autko. Samochod - katastrofa. Przod caly zgnieciony, i teraz ciekawe czy da sie to odklepac i  jak dlugo bede czekac co powie na to ubezpieczalnia. Cale szczescie nie bylo mnie w srodku.
Wsciekla jestem jak nie wiem. Wczoraj Florian powiedzial, ze jedzie wczesnie rano i zaproponowal mnie zabrac.  Wiec zabiore moje rzeczy i chwilowo zostane w domu. Nie pogniewasz sie?
-Zosiu, ja chcialam dzis z toba wlasnie o tym porozmawiac. Bo widzisz teraz jest tu ona -mrugnela porozumiewawczo okiem- i czuje sie juz duzo silniejsza, i tylko raz wrocil koszmar! Wydaje mi sie , ze jestem gotowa - usmiechnela sie i przytulila mocno przyjaciolke.- I dziekuje za wszystko!
-Witaj Skowroneczku...i przepraszam, za  takie spoznienie. Ale ktos tu sie nie zna na zegarku, a stylizacja wlosow trwa niestety-Do Juli podszedl Florian z koszykiem pelnym pachnacych buleczek i maslanych francuskich rogalikow, groznie spogladajac w kierunku Zosi.
-Juz dobrze Florciu, kochany.-przytulila sie mocno i powiedziala- No to zacznijmy od sniadanka!Ale najpierw musicie kogos poznac.-Weszla do domu, zapiela suczce smycz i wyszla usmiechnieta .-Moi kochani , to jest s
Suczka. A to sa moi przyjaciele, musisz byc dla nich mila- poglaskala psa po lbie i  obserwowala jak zareaguje.
Florian od razu wpadl jej w oko. Kiedy tylko powiedzial - "Czesc piekna", zamerdala ogonem.
-Och Skowronku, jaka ona cudowna!
-A nie mowilam! A jak pilnuje domu! Nauczyla Harrego szczekac, uwierzycie?
Tymczasem Harry, zeby nie wypasc gorzej od swojej przyjaciolki, obskakiwal Zosie z kazdej strony robiac przy tym smieszne piruety.
 Julia opowiedziala Florianowi cala historie w ktorej Harry zostal bohaterem a pozniej zajeli sie doborem odpowiedniego imienia dla suczki.
-Moze Znajda?- rzucila Zosia
-Boze, co to to nie! Jak mozna nazwac tak pieknego psa Znajda?
-Fakt- wtracila Julia- to nie przejdzie!
-Moze Boni? Albo Lady?-Zapytal Florian
-Boni brzmi calkiem fajnie.
Zostalo przy Boni. Pozniej Julia opowiedziala o facecie w kangurku i o spotkaniu z Tomaszem. Kiedy padlo imie Tomasz, na buzi Zosi od razu pojawila sie rumience.Julia zapytala tylko, czy Zosia pamieta o czym rozmawiala z Tomaszem.




-A jak sytuacja z Norbertem? - Zosia szybko zmienila temat, by nikt nie dostrzegl jej zmieszania.
-Ach! To sprawa zamknieta!
-O nie! Jak to zamknieta? Sama mowilas, ze ci sie podoba! Julia nie zamykaj si w skorupie! Cztery lata jestes w zalobie! Ty nadal zyjesz! Marcel by tego chcial!!!!!
-Zosia ma racje! Musze przaznac. Skowronku, jestes jeszcze taka mloda! Zycie stoi otworem! Wiesz, my sie nie odzywalismy, chcielismy bys sama dorosla do takiej decyzji. Ale tez uwazam, ze Marcel by tego chial...Zacznij znowu zyc! Teraz rozpoczely sie zmiany! Nowe miasto, nowy dom, nowe zycie!
-I chyba doroslam, ale ...nawet przeszlo mi przez mysl...-spuscila glowe i powiedziala cicho- Norbert ma juz kogos. Nie jest mna zainteresowany. Taki dziwny zbieg okolicznosci. Tyle czasu nic, a gdy sie chce przelamac, facet mnie nie chce.
-Tak? A kto ci to powiedzial?- zapytala Zosia.
-Tomasz.
Zapadlo chwilowe milczenie.
-Bo to nie ten! Ten ci przeznaczony juz idzie w twoja strone! Ja to wiem-  powiedzial Florian i chwycil Julie za rece.
-Wiec bede na niego czekac.A teraz nie wazne! Mam was i tylko to sie liczy..Acha...nie macie pojecia jaka sliczna restauracje odkrylam w miasteczku. Bedzie wam sie podobac i nastepnym razem tam was zabiore. A ludzie sa tu tacy zyczliwi...
-Juleczko, a co z ta mala dziewczynka?
-Jeszcze nic nie wiem. Powesze troche i dam wam znac. Jednego jestem pewna- ta sprawa musze sie zajac i to czym predzej!
-Wiesz kochanie, gdybys potrzebowala pomocy, dzwon!Mam znajomego ktory zajmuje sie prawem rodzinnym i jest mi winny przysluge. Wiec jak cos potrzebujesz... Wiesz, ze zawsze jestem do twojej dyspozycji!- powiedziala Zosia. a teraz wybaczcie, pojde spakowac swoje rzeczy i potem opowiem wam jak bylo nudno na urodzinach babci Gertrudy.



piątek, 18 kwietnia 2014

18.

-Od czego by tu zaczac?- przeciagnal dlonia dwudniowy zarost- A wiec ogrody to byla zawsze moja pasja.
Moj dziadek sie tym zajmowal. Mial nawet sklep ogrdniczy, i mozna tam bylo znalezc doslownie wszystko.Wszystkiego sie od niego nauczylem. Bylem bardzo wsciekly na ojca, ktory po smierci dziadka sprzedal firme i sklep.
-Dlaczego?
-Wiesz, moj ojciec nigdy nie robil tego co chcial moj dziadek. Wybral zawod policjanta. Nie mial wiec czasu na tkliwe latanie kolo roslin i niestety ze mna tez nie mial wiele wspolnego. Wiecej czasu spedzilem z dziadkiem niz z wlasnym ojcem. Matka cierpiala z tego powodu, ale ojciec byl nie do ugiecia.
Studiowalem architekture krajobrazu na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wroclawiu.
Tam poznalem kobiete z ktora chcialem spedzic reszte mojego zycia. Niestety to nie byla "ta". Po jakze nieudanej milosci pozostala mi jednak cudowna pamiatka...mam sliczna coreczke. W sierpniu skonczy 10 lat. -Wyjal z kieszeni maly notesik, ktory byl juz prawie caly zapisany i w ktory bylo zdjecie malej ciemnowlosej dziewczynki. Podal je Julii.
-O jaka sliczna i taka do ciebie podobna. Ma twoje oczy, prawda? Cudownie! Musisz ja tu koniecznie przyprowadzic. Jak ma na imie?-Zapytala Julia.
-Na imie ma Ania, a przyprowadzic bede ja mogl dopiero za miesiac. Ona mieszka ze swoja matka we Wroclawiu.Przysluguje mi prawo do polowy wakacji, jedno swieto...w tym roku mialem ja na Wielkanoc. I tydzien w ferie. Czasem udaje mi sie ja zabrac w maju. Czesto jednak biore zlecenia w Wroclawiu by byc przy  niej blizej. Bardzo za soba tesknimy. Na szczescie wynaleziono Skype. No a w tym notesie zapisujemy swoje mysli i potem sie nimi wymieniamy.
Sprawa notesika nabrala swiatla dziennego. A one idiotki zrobily sobie zarty z tak wrazliwej sprawy. Bylo jasne, ze taki facet nie nosi notesika bez przyczyny!
-Dlugo znasz Norberta?- zapytala , jakby od niechcenia.
Tomasz spojrzal smutno i powiedzial- Wieki cale. Wychowalismy sie tutaj. Razem studiowalismy we Wroclawiu, tyle ze Norbi weterynarie. Robimy sobie czeste wypady za miasto. Zeglujemy i jezdzimy wedkowac. Obaj lubimy Nature! Na Norberta  mozna zawsze liczyc. To dobry kumpel....
Widze, ze wpadl komus w oko?- usmiechnal sie i popatrzyl Julii gleboko w oczy.
-Ach tak?-udala zdziwienie- Zosia wspominala, ze jej sie podoba?- zapytala, dobrze wiedzac, ze to nie prawda.
-Nie,nic nie mowila. Stwierdzila tylko, ze chetnie schrupala by mnie i ze lubi ogladac moje posladki przez jeansy.- Julia ze smiechu az sie zachlysnela!
-Co ? Ze niby kiedy gadala takie rzeczy?
-No wczoraj, zaraz jak przechodzilismy do drugiej butelki.
-Ja nie moge. Ale jazda. Mowiles jej juz o tym. Bo nie sadze, ze ona to pamieta.
-Nie wygladala na pijana- usmiechnal sie Tomasz.
-Ona tak potrafi. Potrafi trzymac fason.Albo wypila cos wczesniej czekajac na mnie. I tak naprawde to bardzo jej sie podobasz. Ale w oczy na trzezwo, nigdy ci tego nie powie.
-No to mamy calkiem pomiksowana znajomosc, poniewaz kazdy upatrzyl sobie kogos innego.
Popatrzyla na Tomasza i nie dostrzegla, by sie usmiechal. Zrozumiala nagle, ze nie jest w typie Norberta.
I ze to Tomasz  wybral ja.
-Fakt- szepnela- Calkiem do dupy sprawa.
Tomasz nachylil sie blizej i zapytal- Co mowilas? - Jego usta byla tak niebezpiecznie blisko, wyczuwala na sobie jego oddech. Julia wstala szybko i powtorzyla - Ach nic. Mowie tylko, ze do dupy sprawa.
Nagle  psy zaczely ujadac. Tzn Suczka i Baddy.Harry juz od dawna siedzial w bezpiecznym dla siebie miejscu, pod hustawka. Julia i Tomasz automatycznie spojrzeli w kierunku ujadajacych psow. W oddali widac bylo sylwetke biegnacej osoby.
-No ja juz nie wiem. Jutro musze spotkac tego typa i pogadac z nim o tym jego kreceniu sie tutaj. Co to niby ma znaczyc? A moze ty go znasz?
-Wydaje mi sie, ze to siostrzeniec panstwa Muller. Jak chcesz popytam troche.
-Bede ci bardzo wdzieczna. Bo to jego latanie tutaj dziala mi na nerwy!


17.

Obudzilo ja ujadanie psow. Zrobilo sie juz ciemno.
-Harry, od kiedy ty potrafisz na kogos szczekac? Widze, ze twoja przyjaciolka szybko nauczy cie co to znaczy pies obronny! -podeszla do czworonogow i poglaskala je  czule.- Dobra robota, moja mala.  Ale mialas wypoczywac i wracac do zdrowia. A nie zajmowac sie juz praca. Tym mial sie zajac nasz  Harry.
Odwrocila sie by zabrac koc i kroliczka, gdy nagle znow poczula na sobie czyjs wzrok, a suczka znow zaczela warczec.
Drozka znow biegl mezczyzna w kapturku.
-No ilez mozna?! Widze, ze obie mamy go dosyc! Jutro sobie z nim pogadamy.  Musi byc przeciez jakas inna drozka do biegania.
Ni stad ni z owad pojawil sie Baddy. Od razu sie ucieszyla na sama mysl, ze zobaczy Norberta. Dziwne, ale nagle poczula, ze po czterech latach samotnosci byloby dobrze miec kogos do kogo mozna sie przytulic.
"Nie! Precz wstretne mysli!" Mimo to szybko poprawila wygnieciona koszulke i wygladzila troche odstajace loki.
Psy zajely sie obwachiwaniem, a ona wypatrywala Norberta.
Niestety zamiast niego przy wjsciu zobaczyla  Tomasza.
-Witaj piekna sasiadko. Wybacz, ze zawsze pojawiam sie u ciebie bez zapowiedzi. Niestety wykonuje przyjacielska przysluge dla Norberta, i  od razu dodam, ze bardzo mnie to ucieszylo.
-Czesc Tomasz. Co masz dla mnie?- zapytala wysilajac sie na usmiech.
-Lekarstwo dla pacjentki od Norbiego- podal jej maly woreczek- Masz jej to dac wieczorem do jedzenia, i taka sama dawke rano. A potem pojawi sie pan doktor.-Tomasz zrobil smieszna mine, co naprawde ja rozbawialo. -A tutaj, maly prezent z mojej strony- wyciagnal reke i podal jej torbe, w ktorej stuknelo szklo.-Zosia mowila, ze bardzo lubisz niemieckie napoje, wiec popytalem na szybko znajomych i zobacz co udalo mi sie zdobyc.
Julia otworzyla torbe i zobaczyla swoje ulubione piwo "Bitburger".
-Hej, ale cufal. To moje ulubione! - krzyknela
-No nie mow! Tez cos!
 Tomasz zrobil zdziwiona mine, za ktora kryla sie jakas tajemnica. Czy to na pewno byl cufal?
-No wiec, jak juz je przyniosles, to zobaczmy czy jeszcze jest takie wyjatkowe. Przyniosla otwieracz i usiadla na hustawce.Podala mu piwo i pokazala miejsce obok.
-Wiesz, nawet dobrze, ze jestes. Mialam do ciebie zadzwonic jutro i obgadac sprawe ogrodu. Wydaje mi sie , ze musielibysmy zaczac od ogrodzenia. Miedzy tymi calymi krzewami musza byc jakies luki, bo ciagle mam wrazenie, ze ktos lazi po moim ogrodzie.
-Jestes pewna- Tomasz wstal i chcial juz zejsc z werandy.-Jesli czujesz sie zagrozona, albo...
-Nie, siadaj. Dzis nie bedziesz niczego szukal. Dzis tylko pogadajmy, dobrze?
Tomasz usmiechnal sie i chwycil jej reke, ale zaraz potem puscil.
-Dobrze. Pogadajmy. Zrobilem juz kilka planow, ktore moglbym ci jutro przedstawic, a ty dodasz swoje propozycje i  jak chcesz od wtorku moglbym przeksztalcac ten busz w piekny ogrd- znow sie usmiechnal.
-To brzmi super. Bo od nastepnego tygodnia wracam do pracy. Florian nie da mi wiecej leniuchowac.
-Tak, a co robisz jesli moge zapytac?
-Wraz z Florianem otworzylismy mala czytelnie. Tzn. to cos jest ciezko okreslic jednym slowem. Widzisz, bo tam mozna kupic ksiazki czy czasopisma. Albo wypozyczyc. A co najfajniejsze, mozesz usiasc wygodnie w fotelu, zamowic kawe i ciastko i delektowac sie wybrana lektura. Np. we wtorki mamy spotkania fanow ksiazek, ktorzy maja swoje grupy dyskusyjne. W czwartki, nie wiadomo jak do tego doszlo, schodza sie seniorzy i tez tam sobie dyskutuja i milo spedzaja czas. A w soboty do czternastej, czytamy dzieciom.
W okresie swiat zbieramy datki dla bezdomnych i robimy dla nich taki jeden dzien w roku. Nie masz pojecia ile wspanialych ludzi jest jeszcze na swiecie! Ludzi ktorzy potrafia dostrzec cierpienia innych. Ludzi ktorzy nie sa obojetni....
Wlasnie takie cos sobie wymyslilismy z Florianem. Nasza czytelnie prowadzimy od czterech lat i nie mozemy powiedziec, ze da sie z tego zyc, bo oboje jestesmy zbyt sentymentalni.Ale to sprawia nam satysfakcje i czujemy sie tam na miejscu. Jednak kazde z nas ma jeszcze dodatkowe zajecia.
Ale nie bede cie zanudzac...
-No co ty, Julio. Dzwiek twych slow to najpiekniejsza melodia dla moich uszu! Po drugie, jestem wyjatkowym facetem wiesz, potrafie sluchac! To takie fascynujace co mowisz.Jeszcze nigdy o takim czyms nie slyszalem. I tyle w tobie ciepla!!!!
-Wczesniej mieszkalam pare lat w Niemczech. Rheinland Pfalz to chyba najpiekniejsza czesc Niemiec.I ja tam mieszkalam...-przerwala na chwilke- Do smierci meza.-dodala.
-Tak mi przykro. Zofia wspominala, ze nie bylo ci lekko. A ja dodam tylko, ze zawsze jestem do twojej dyspozycji. I gdybys mnie tylko potrzebowala, bede!
-Dziekuje. A  teraz dosyc mojego gadania. Opowiedz ty mi cos o sobie.
-Dobrze, od czego by tu zaczac. Bo widzisz u mnie nie ma nic interesujacego. Nie chcialbym cie od siebie odstraszyc...
-Nie gadaj glupot. Mnie ciezko "odstraszyc"...no chyba ze jestes seryjnym morderca, albo ...gwalcicielem...-Julia zasmiala sie glosno.
-No gdybym byl gwalcicielem, juz bys to pewnie wiedziala- znow slychac bylo glosny smiech Julii. Nagle zadzwonil telefon.
-Cholera, wybacz to pewnie Florian. Tak sie z toba zagadalam, ze  zapomnialam do niego  zadzwonic. Czuj sie jak u siebie i wez sobie jeszcze cos do picia. Musze odebrac, bo zaraz znow beda mnie szukac.- pobiegla szybko do domu, po drodze potyknela sie o nadgryziona kosc Harrego. Dalo sie tylko slyszecc "Cholera jasna" i "Harry udusze cie".
Telefon przestal dzwonic. Szybko wybrala numer Floriana.
-Florciu, przepraszam. Tomasz przyszedl, zagadalismy sie i ...tak , oczywiscie. No to zobaczymy sie juto!Tak sie ciesze, ze cie zobacze!Alez oczywiscie i mam dla ciebie niespodzianke i tyle do opowiedzenia!!!!Dobrze...ty tez i pozdrow wszystkich. Kocham cie i dobrej nocy!
Wrocila na werande, powiedziala- Przepraszam. To byl Florian. A my?Gdzie stanelismy?









czwartek, 17 kwietnia 2014

16.

Z portfela wyjela wizytowke policjantki. Wybrala odpowiedni numer i zadzwonila.
-Witaj Aniela, Julia z tej strony. Przepraszam , ze tak pozno do ciebie dzwonie.
-Witaj Julia. I co dobrego?
-Chcialam cie tylko poinformowac, ze suczka przezyla i obecnie znajduje sie u mnie...az do momentu, gdy ktos sie znajdzie. Moze juz ktos pytal?
-Nie, zupelna cisza. Nikt nigdy nie widzial tego psa w okolicy. Przeczuwam, ze wlasciciel sie nie znajdzie. Wiec jesli myslisz o przewiezieniu jej do azylu, to niestety u nas w miasteczku takiego nie ma . Bedziesz musiala wybrac jedno z wiekszych miast. Zapisalam ci juz kilka adresow i ...-Julia przerwala
-Poczekaj, bo ja wlasnie chcialam ci powiedziec, ze ja chetnie ja zatrzymam. I chyba bardzo bym chciala by nikt sie nie zjawil. Wiesz, doktor mowi, ze wczesniej nie byla dobrze traktowana. U mnie jest duzo miejsca i mysle, ze sie potrzebujemy wzajemnie...bardzo chcialabym ja zatrzymac.
-To doskonaly pomysl. Wiec adresy so nieaktualne. I dziekuje ci, ze zadzwonilas.-powiedziala cieplo Aniela.
-To ja dziekuje tobie! Za twoja pomoc i ze nie wlepilas mi mandatu. I moze na drugi tydzien w ramach "dziekuje", pojdziemy do tej cudownej restauracyjki na rynku?
-O, widze, ze poznalas Basienke?
-Tak, to bardzo sympatyczna osoba...-teraz przerwala Aniela.
-Barbara przyjaznila sie z panstwem Muller. Wiesz z bylymi wlascicielami twojego domu...Wiesz daj znac, kiedy mamy sie spotkac, to opowiem ci troche o naszym miasteczku i jego obywatelach.
-Juz teraz musze stwierdzic, ze wszyscy sa tu niesamowicie mili. Tylko...mam pytanie. Czy znasz dobrze taka mala dziewczynke, nazywa sie Alicja Muszynska.
-A ty skad znasz nasza Ale?- spytala zdziwiona Aniela.
-Wczoraj byla w poradni, miala uspac kroliczka. I troche spedzilam z nia czasu. To takie dobre dziecko, a
-ja przeczuwam, ze u niej nie dzieje sie dobrze!
-Julia, o tym wszystkim opowiem ci , gdy sie spotkamy. Teraz musze isc uspokoic moich chlopcow, bo rozniosa dom! Uspokujcie sie, bo jak zaraz do was przajde .. -slychac bylo jak krzyczy.
-Bedzie pewnie lepiej jesli  ty dasz mi znac kiedy ci pasuje. Poprostu zadzwon, okey? A teraz nie przeszkadzam i zycze ci milej reszty dnia.
-Dziekuje raz jeszcze, ze dalas znac. To pa.
-Pa.
Gdy odlozyla telefon, zobaczyla, ze suczka stoi pod drzwiami. Podeszla do niej, otworzyla drzwi i pozwolila psu wyjsc. Harry nie czekal dlugo na zaproszenie i tez szybko czmychnal do ogrodu..
Julia usiadla wygodnie na hustawce i obserwowala psy.
Zastanawiala sie nad imieniem, ktore pasowaloby do niej. Ale nic nie przychodzilo jej do glowy.
Bedzie musiala prosic Florka o zdanie. Ale do dziewiatej jeszcze tyle czasu. Wrocila do domu, wziela koc i kartonik z kroliczkiem. Gdy rozlozyla koc, psy od razu znalazly sie przy niej. Polozyla sie, zamknela oczy i zasnela....
Obok ogrodzenia przeszedl mezczyzna w "kangurku". Suczka glosno warknela.












-

15.

Kiedy wjechala na posesje, pierwsze co przykulo jej wzrok, byla stara hustawka. Poruszala sie tak, jak  gdyby dopiero co zeszlo z niej dziecko. A do tego nawet w dzien skrzypiala przerazliwie.
Nie mogl tego zrobic wiatr, gdyz dzien byl bezwietrzny. Wiec kto? Lub co?
-Julia? -zawolal Norbert- Jestes?- Norbert podszsedl do samochodu, otworzyl klape i przysunal pojemnik z psem.- No mala, jestes w domu!
-Widziales cos takiego?- zapytala Julia lapiac za pojemnik.- Nie ma wiatru, a ona sie poruszala....
-Kto sie poruszal?
-No hustawka! Nie widziales?
-Nie. Ruszala sie ? Wiesz, moze to wiatr.
-Norbert, ale jaki wiatr? Czujesz dzis wiatr? Zreszta jakie musialoby to byc silne  wiatrzysko, zeby ruszyc taka stara hustawe! Ja mysle, ze Tomasz musi jak najszybciej zabrac sie za prace w tym ogrodzie. Wydaje mi sie, ze zbyt latwo sie do mnie dostac i byc moze....a wiesz. Pomyslalam sobie dzisiaj, ze jezeli nikt nie zglosi sie po nia, zatrzymam ja tutaj. Ja bede miala ochrone, a ona wygodne zycie.
Znow niewiadomo czemu , wszyscy spojrzeli na Harrego. A ten znow poczul sie widocznie dziwnie, bo i tym razem usunal sie z pola widzenia.
-Wiesz, ze to wspanialy pomysl. Czuje, ze przy twoim kochanym serduszku, szybko dojdzie do siebie.
Przeniesli psa do holu. Dzis rano, Julia naszykowala tam dla niej miejsce. Pojemniki na wode i jedzenie byly zaraz tuz obok, by nie musiala daleko chodzic. Harry przywlekl tam jakas niedojedzona kostke, pewnie myslal ,ze to nowe miejsce, gdzie moze sobie pozwalac.
-No chodz- powiedziala Julia, a suczka powoli probowala wstac i chwiejnym krokiem przeniosla sie z pojemnika na swoje nowe poslanie. Od razu zaraz sie polozyla. Za chwile znowu wstala i podeszla do miski z woda.
-No to sie nazywa dobra robota! Widze, ze dojdzie do siebie szybciej niz myslalem. Przyjade wieczorem, zeby dac jej zastrzyk i lekarstwo na rano. A jutro wykupisz te recepty ktore ci dalem, dobrze?
-Moze zostaniesz, zrobie cos do zjedzenia?- zapytala Julia i nie wiadomo czemu oblala sie rumiencem.
-Och, to mile z twojej strony, ale dzis mam pare spraw do zalatwienia. Ale jesli w jakis inny dzien znajdziesz dla mnie czas, chetnie to ja zaprosze cie gdzies na obiad. Dobrze? I naprawde bardzo dziekuje!
-Nie, to ja dziekuje! Za wszystko co dla nas zrobiles!
-Ja musze juz leciec,Julio-chwyci ja za rece, a on apoczula to jego cudowne cieplo- jestem troche spozniony, ale gdyby sie cos dzialo , a mylse ze nie....to dzwon!Wyjal z kieszeni portfel - Tu masz moja wizytowke. I poszedl w strone auta.
A Julia stala jak zahipnotyzowana, czujac ciagle na swoich dloniach cieplo jego rak.
Z hipnozy wybdzil ja mokry psi jezyk. Julia spojrzala w dol i zobaczyla jak suczka oblizuje jej reke.
-Witaj malenka.- przykucnela- to jest twoj nowy dom. Teraz musimy tylko jak najszybciej znalezc ci fajne imie! I egoistycznie dodam- oby cie nikt nie szukal!
Harry biegal po ogrodzie jak oszalaly. Co jakis czas stajac i patrzac w strone Julii czy przypadkiem nie bedzie z nim biegac.
-Juz niedlugo bedziesz z nim biegac. A teraz chodz, polozysz sie jeszcze troche! Musisz szybko wyzdrowiec!-suczka poslusznie podreptala za Julia, a za nimi dyszacy Harry.
Zamknela drzwi na zamek.

14.

-Jestes pewna, ze nie musze dzis wracac?- zapytala Zosia, patrzac jak Julia zdobi ostatni juz prezent dla babci Gertrudy.
-Tak jestem pewna! I baw sie dobrze i nie zapomnij raz jeszcze jej mocno odemnie przytulic! I wszystkich pozdrowic.A ja obiecuje, ze dzis bede grzeczna i ze nigdzie nie bede sie gubic i ze bede miala ze soba telefon!
Wiesz, nie moge sie doczekac, kiedy ja tu przywioze! Nie masz pojecia, jaka ona jest piekna!
-Juleczko, ty chyba nie chcesz jej zatrzymac, co?
-A wiesz, ze przeszlo mi to przez mysl! Zobacz ile mam tu miejsca. miala by tu dobrze, a mnie przydalby sie jakis obronca. Ktos kto groznie wyglada...-tu spojrzala na Harrego, ktory wlasnie sie wylizywal przeprowadzajac poranna toalete.
Zosia tez spojrzala w tym kierunku troche z niesmakiem, a wtedy Harry, jakby nagle zrozumial ze mowi sie o nim, szybko wstal i wybiegl z pokoju.
-Wiesz, moze to nie bedzie taki zly pomysl? Jakos bede musiala przywyknac do tych twoich futrzakow. -podeszla do kartonika w ktorym siedzial kroliczek -Bo ten tu, tez juz u ciebie bedzie  na stale!Watpie, ze bedziesz szukac mu domu. I gdybym kochala zwierzeta jak ty , to bym sobie wziela tego Zameczka. -Wyjela kroliczka i pocalowala w malenki slodki lepek.
-Guziczka -sprostowala Julia, zabrala kroliczka i wsadzila z powrotem do kartonika. Podala Zosi prezenty i delikatnie popychala ja w strone drzwi.- Zoska jedz juz, bo ja przez ciebie nie zdaze!
-Juz dobrze, dobrze.
 Wyszly do ogrodu. Pogoda byla przepiekna. Swiecilo slonko, ptaszki spiewaly -Zyc nie umierac- powiedziala glosno Julia.
-Swiete slowa! -dodala Zosia trzaskajac drzwiami auta. - Ale z tego Tomasza to wczesny ptaszek. Juz byl odcholowac auto i nie dal sie nacieszyc swoim cudownym widokiem. Bo musisz przyznac szczerze, ze niezly z niego kawalek? Tylko ten notesik....wiesz troche mnie to przerazilo.
-Tak, notesik byl dosyc dziwny!- zaczely sie smiac.- Dobra jedz juz.- Odwrocila sie i juz miala odejsc, gdy nagle przypomniala sobie i chciala powiedziec "kwiaty", ale Zosia tez sobie przypomniala wiec slowo "kwiaty" wypowiedzialy w tym samym momencie. Co czesto im sie zdarzalo.
Julia pobiegla szybko do domu. Wyjela i obsuszyla reczniczkiem lodygi i zawinela w folie by nie ubrudzily auta.-A tak przy okazji, mnie bardziej podoba sie Norbert. -Zosia otworzyla usta ze zdziwienia.No moja panno jutro czeka nas rozmowa!
-Och, jedz juz!

 Kiedy machala reka na pozegnanie, poczula na sobie czyjs wzrok.
Automatycznie odwrocila sie i zobaczyla mezczyzne (byc moze byl to mlody chlopak) w kangurku, biegnacego drozka w kierunku lasu, ktora dobrze widac z jej ogrodu.
Za dwadziescia dwunasta byla juz w poradni.
-Dzien dobry- powitala sebastiana, ktory siedzial dzis na miejscu Agnieszki i wypisywal recepte starszej pani z tlustym persem.
Pani skinela tylko glowa i zapytala o kolejna wizyte.
-Kolejna wizyta nie bedzie konieczna. Prosze tylko stosowac te masci i wszystko bedzie dobrze. I prosze pamietac by go nie przekarmiac! Zycze pani milego dnia i do widzenia!
-Hej Julio. Norbert juz wszystko szykuje. A tu mam cos dla ciebie.- Spod biurka wyjal zawiniety obrazek.-Byla tu dzis twoja mala przyjaciolka i przyniosla to dla ciebie. Kazala mi przysiac na najswietszego Boga , ze ci go przekaze. Wiec- przekazuje- usmiechnal sie i podal Julii obrazek z nalezyta godnoscia.
Julia wziela obrazek i rozwinela go. Przedstawial usmiechnieta kobiete trzymajaca dziewczynke za reke, psa ktory wygladal zupelnie jak Harry i malego kroliczka .Do wszystkich postaci zastosowano tylko dwie kredki. Rozowa i zielona. Na kartce mozna bylo zobaczyc dwie rozowe plamy.Julia przylozyla nos do karki i powachala ja.Tak, plamy  oznaczaly jednoznacznie, ze to slady po malinowych lodach. A wiec udalo jej sie schowac pieniadze przed matka. Julia usmiechnela sie i powiedziala. To cudowny obrazek,prawda?-pokazala Sebastianowi .
-Tak, bardzo ladny.
-Ale poczekaj, bo ja tez cos dla ciebie mam.- Wyjela z torby ladnie zapakowana butelke wina i duza bombonierke. -To takie male dziekuje za wczoraj!
-Nie ,nie trzeba. Chociaz nie! Dziekuje ci bardzo. Bede mial czym ubobruchac moja panne! Jest troche zla za wczoraj, a Norberta to juz nienawidzi.
-A co to ja znowu zrobilem?- Zapytal Norbet pojawiajac sie cicho jak zjawa.- I co to? Mamy dzis Mikolaja?
A gdzie prezenty dla mnie?
-Ty juz swoj wczoraj wypiles- zasmiala sie Julia.- A teraz dawaj nasza pacjentke!


13.

Wieczor uplynal im bardzo milo. Ze wzgledu na stanowczy zakaz spozywania alkoholu osobom zmotoryzowanym wydany przez Zofie, Tomasz musial obiecac, ze do domu bedzie wracal  piechota.
Norbert i Julia ustalili dokladna strategie przewiezienia suczki i ze  o godzinie 14:00 maja sie spotkac w przychodni.
Zosia zalowala ze nie moze pomoc, ale jutro musi jechac na rodzinny zlot. Jej babcia Gertruda ma urodziny - 90te!!! Gdyby to byly "normalne" urodziny, na sto procent by nie poszla. Zosia nie lubi urodzin. Zazwyczaj w dzien swoich urodzin znika w takie miejsce, gdzie albo nie ma zasiegu, albo nie ma tam jak dojechac. Zreszta wszyscy, ktorzy dobrze ja znaja -zostawiaja ja w tym dniu w spokoju.
Problem Zosi polega na tym, ze nie wynalazla "eliksiru wiecznej  mlodosci", a starosc strasznie ja przeraza.
Florian pociesza ja zawsze mowiac, ze ma wspaniale geny babci Gertrudy, a czlonkowie jej rodziny to okazy czystego zdrowia! Wiec nie ma sie o co martwic.
Zofia jest bardzo piekna kobieta. Ma czarne lsniace gldkie wlosy, ktore zawsze wygladaja , jakgdyby wlasnie "wyszly" prosto od fryzjera. Jej sniada cera podkreslana jest czerwona szminka.Co dodaje jej niesamowitej elegancji. A jej styl, to styl francuski. Zosia nie lubi ubierac sie tam, gdzie wszyscy. Dlatego prawdziwe butiki z dobrymi nietuzinkowymi ciuchami to jej  pasja. Tak jak buty na wysokich obcasach.Pasujace perfekcyjnie do jej pieknych "dlugich az do nieba" nog. Julia zawsze ja za to podziwia! Ta kobieta moze caly dzien przebiegac w szpilkach i wieczorem nie jeknie ani razu, ze bola ja nogi.
Zosia skonczyla prawo i zarabia bardzo dobrze. Stac ja na apartament i kazda zachcianke. Ale niestety pieniadze to nie wszystko!
Dzis ma kilka nieudanych zwiazkow za soba . A dzieki pierwszemu mezowi, nigdy nie bedzie miala potomstwa. Zaraz po slubie, gdy zaszla w ciaze, maz okazal sie totalnym tyranem. Zabronil jej studiowac,wyliczal ja z jej zarobionych pieniedzy i nigdy nie otrzymala jakiejkolwiek pomocy z jego strony. Zaczal naduzywac alkoholu i robil sie niebezpiecznie zazdrosny. Kiedy sie buntowala i chciala pokazac, ze tez ma cos do powiedzenia i gdy powiedziala , ze nie przestanie studiowac, pobil ja. Znecal sie nad nia pol nocy. Zakrwawiona i bez przytomnosci zostawil ja na podlodze. To Julia znalazla ja rano, ledwo wyczuwajac puls. Zawiadomila pogotowie, niestety dzidzius nie przezyl.
Ze szpitala,Julia zabrala przyjaciolke do siebie. Tam dochodzila do zdrowia i po pol roku znow kontynuowala studia. Zosia wystapila o rozwod i probowala na nowo ulozyc sobie zycie...niestety , bez wiekszego rezultatu.
Ciagle trafiala na kogos nieodpowiedniego, albo na kogos, kto marzyl o swoim dziecku, ktorego ona nie mogla mu niestety dac.
Cierpiala okropnie! Wiedziec, ze nigdy nie wezmie w ramiona swojego dziecka! Nie bedzie patrzec, jak dorasta i juz zawsze bedzie sama. Bol w jakim zyla sprawial, ze zrobila  sie jakby troche inna. Bardziej cyniczna, oziebla na cierpienia innych.
To nie byla juz ta sama Zofia , ktora znala Julia. Ale i tak ja kochala.
  Julia i Zosia znaly sie od dziecka. Mieszkaly na tej samej ulicy. I mimo , ze Zosia byla piec lata starsza w niczym nie przeszkadzalo to ich przyjazni. Chodzily do tych samych szkol i Zofia czula sie  w obowiazku czuwac nad Julia.
Zawsze mogly na siebie liczyc. I na Floriana! Tak, to byla niesamowita przyjazn! Przyjazn, ktora z pewnoscia przetrwa wieki.





środa, 16 kwietnia 2014

12.

W calym domu swiecilo sie swiatlo. Dalo sie widziec maszerujaca z kata w kat Zosie, dyskutujaca z kims glosno przez telefon.
-Tam tez jej nie ma! Pojechal do miasteczka...tak zobacze..nie ...tylko nie mow mi co mam robic! ...uhmm, dobra...zobaczysz -udusze ja golymi rekami- nagle pobiegla do okna.- poczekaj zaraz oddzwonie, podjechal jakis samochod.- Wyszla na werande i krzyknela -Czy ty wiesz, ktora jest godzina?
Harry szybko pobiegl przywitac sie z Zosia. Merdal ogonkiem i szczekal radosnie, jakby chcial jej przekazac wszystkie informacje dzisiejszego dnia- A ty mi jej tu nie tlumacz! I teraz cisza!-warknela na psa.
Julia podeszla do przyjaciolki ,mocno ja przytulila i powiedziala - Juz jestem mamusiu.Ty nie wiesz co nam sie dzis przytrafilo...
-Ach tak?! A ty nie wiesz co mi sie dzis przytrafilo!Ja ci powiem! Moja przyjaciolka zaginela! Osoba cierpiaca na depresje!Caly dzien wydzwaniam, szukam, wysylam jakis obcych ludzi by ja odnalezli ....Teraz lepiej lap za telefon i dzwon do Floriana, bo on tam szaleje ze strachu o ciebie! Wzywal juz policje, ale za krotko cie nie ma....
-Och moi kochani, przepraszam ...ja ci zaraz wszystko wytlumacze! - Julia zaczela szukac telefonu
-Tego szukasz?- zapytala Zosia trzymajac w reku komorke Julii.
-Tak, dziekuje. Bo widzisz to tylko dla tego, ze bardzo sie spieszylismy...-wykrecila numer Floriana-
Florciu moj ukochany, juz jestem! Cala i zdrowa! Tylko.....tak ...obiecuje! ...Uhm..juz wiecej tego nie zrobie!Tak, obiecuje... Tak uspokoje ja zaraz! Dziekuje ci. Ja tobie tez. Kocham cie i spij spokojnie! Wszystko opowiem ci jutro. Dobrze, zadzwonie o 21:00. Dobranoc!!!!!!
-Zosiu wybacz mi. Poprostu to bylo tak...
 Zosia troszke zmiekla. Usiadla wygodnie, nalala sobie lampke czerwonego wina- "Dornfelder" z okolic Rheinhessen, ktore znalazla w piwnicy. Julia uwielbiala niemieckie wina i zawsze miala ich pod dostatkiem.
Julia tez sobie nalala - Hmm, te jest wysmienite- powiedziala odbiegajac od tematu i powoli przeszla do opowiadania dzisiejszego dnia.
-... a potem zaprowadzilam ja do domu. Zosiu, gdybys widziala ten budynek! Tam jest tak niebezpiecznie! I tak diabelnie brudno...-nagle podjechal samochod...-Norbert mial przyjsc pieszo, z psem...- wstala by dobrze sie przyjrzec. Ale to nie byl Norbert , tylko Tomasz - A on co tu robi?- spytala cicho Zofie.
-Ja mu kazalam jechac cie szukac...
-Dobry wieczor piekne panie! Widze, ze nasza sliczna zguba sie znalazla.- Tomasz uklonil sie nisko, a Zosia wskazala mu stolek.
-Dziekuje ci bardzo. Wlasnie przajechala. Nie wymienilismy sie numerami telefonow wiec nie mialam , jak dac ci znac...wybacz.
-Nic sie nie stalo. Dla was zawsze jestem do dyspozycji. I juz notuje moj numer.- Wyjal maly notesik i szybko napisal nr telefonu i swoje imie. Gdy podawal Zosi kartecze, ktos przy drodze zawolal-
-Wchodze, jestem lekarzem weterynarii i jestem uzbrojony w psa!
Wszyscy wybuchneli smiechem, a Zosia dostala rumiency!
- O czesc Tomasz. Co za mila niespodzianka. -panowie podali sobie rece.-Gybym wiedzial, ze bedzie nas wiecej przyniosl bym dwie butelki...-podniosl wino do gory i zrobil zmartwiona mine.
-Nie ma potrzeby do zmartwien, Tomasz nie moze pic, przyjechal samochodem - powiedziala Zosia,  a mezczyzni popatrzyli na siebie i zastanawiali sie czy ona mowi serio czy tez zartem?

wtorek, 15 kwietnia 2014

11.

-Miala duzo szczescia -powiedzial Norbert, gdy Julia weszla do gabinetu.- Ktos musial ja potracic i to calkiem niezle! I ze tez zostawil ja tak bez pomocy. Ale zobacz ile miala sily, zeby doczolgac sie do twojego ogrodzenia? - Usmiechnal sie szeroko - Bedzie dobrze. Troche bylo szycia, jest tez bardzo poobijana, ale na szczescie  nic  nie jest zlamane. Jest strasznie zaniedbana. Prawdopodobnie wczesniej nie bylo jej latwo.
-Ludzie potrafia byc na serio okrutni!-Julia podeszla do psa i  poglaskala go Obo postawila koszyczek z kroliczkiem a Harry  nie mogl  sie doczekac  i radosnie zaczal poszczekiwac. Suczka powoli zamerdala ogonem.
-Hej, zobacz Harry rozpoznala cie! Od kad tu jest jeszcze ani razu tego nie zrobila.- powiedzial zadowolony Sebastian.- Wyglada na to, ze bedziesz dla niej najlepszym lekarstwem.
-Tak myslisz?-zapytala Julia i spojrzala na szczesliwego Harrego, ktory obwachiwal "pacjentke" z kazdej strony, jak gdyby sprawdzal czy doktor spisal sie dobrze.
-A co ty tam masz w koszyczku? To tez do ratowania? Wiesz , dzis proponuje zostawic suczke tutaj. Sebastian z nia zostanie. A jutro mozemy zabrac ja do ciebie, a ja bede do niej zagladal po pracy.Przykro mi, ale tutaj nie moge jej trzymac.
- Guziczek nie potrzebuje medycznego wsparcia tylko nowego domu. Dzis mialam dzien pod tytulem: "Ratuj wszystkie zwierzaki". Taka mala Alicja miala go u ciebie uspac. Obiealam, ze pomoge znalezc mu dom.  Wystawisz mi rachunek czy mam zaplacic teraz?
Norbert podszedl do kroliczka, wyjal go i szybko sprawdzil jego stan zdrowia.
-Powiedzmy droga sasiadko, ze to byla poprostu "sasiedzka przysluga". W poniedzialek wykupisz tylko recepty, ok?A kroliczek wyglada na zdrowy okaz!W zyciu bym go nie uspal!!!!-Wlozyl krolika do koszyczka i podal Julii.
-Norbert, to nie jest do przyjecia!Nameczyliscie sie tutaj, i przez nas pan Sebastian musi siedziec tu w nocy, a ty jutro w pracy.
-Poprostu Sebastian- mlody lekarz podszedl do Julii z wyciagnieta reka.
-Julia.
-To moze napijemy sie wieczorem piwa? Bede szedl z Baddym na spacer, moge wejsc na chwilke i obgadamy szczegoly transportu. Co ty na to? A poza tym chcialbym zobaczyc twoja piekna werande o ktorej wspominal mi nasz wspolny znajomy.- usmiechnal sie szeroko i wygladal przy tym tak przystojnie.
Julia chyba pierwszy raz od smierci meza, w ten sposob spojrzala na innego mezczyzne.
W Norbercie bylo tyle ciepla, krore czulo sie tylko na niego patrzac. To wlasnie czula, gdy widziala go po raz pierwszy.Chociaz byla niesamowicie zmeczona, nie mogla mu odmowic.
-Dobrze. To ja bede czekac. Teraz pojade juz bo Zosia...Jezus Maria - Zosia mnie zabije!!!!!-krzyknela-
Harry wstawaj, lap kroliczka i zmykajmy do domu!Juz widze jakie nam pieklo urzadzi!!!
-E, chyba nie moze byc tak zle?- zapytal Norbert.
-Zle? Ty nie znasz Zosi, jest nieobliczalna- Julia zaczela sie smiac a Norbet przypomnial sobie grozby Zoski z przed paru dni.
-Fakt. To Glina i ma bron. Na twoim miejscu bylbym ostrozny! Wiec jedz, a ja pozniej przyjde ze wsparciem.
Oboje pozwolili sobie na wybuch smiechem. Tylko Sebastian nie wiedzial o co tu chodzi, co to za niebezpieczna Zoska? Myslal, ze byc moze zla macocha Julii. Jaka bron i wogole. Ale gdy tak patrzyl na smiejacych sie tutaj nie mogl sie powstrzymac i tez wybuchnal gromkim smiechem.
Najwazniejsze, ze udalo sie uratowac to sliczne psisko!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

10.

Julia nie pozwolila wybierac Alicji najtanszych lodow, tylko takie jakie naprawde lubi. Okazalo sie, ze obie najbardziej uwielbiaja  smaki:waniliowy, bananowy i smietankowy.Jako dodatkowy Julia wybrala kawowy, a Ala -smerfowy.
Pani Barbara przyniosla zamowione lody i powiedziala - To na koszt firmy, jako powitalny poczestunek. Zycze smacznego.
-Nie nie trzeba. Ja zaplace bo to...
-Nie ma dyskusji.- przerwala wlascicielka - Mam tylko nadzieje, ze sprostalam waszym oczekiwaniom.-Usmiechnela sie i odeszla.
Alicja spojrzala smutno na swoj pucharek i westchnela gleboko- Oj ja glupia, gdybym wiedziala to wzielabym jeszcze malinowy. -Julia usmiechnela sie cieplo i poglaskala dziewczynke po buzi.
-Wiesz, jestem pewna, ze spotkamy sie jeszcze nie raz.I znow przyjdziemy tu na lody. Mam nadzieje, ze zostaniemy przyjaciolkami. I nawet mam pomysl co zrobic z twoim kroliczkiem.
-Zostaniemy przyjaciolkami?Takimi serio?Nie musialabym go usypiac?- zapytala , a oczy znow napelnialy sie lzami.
-Alez oczywiscie, ze nie!!! Pan doktor tez by sie na to nie zgodzil. A wiec wymyslilam sobie, ze zabiore go do mojego domu na pewien czas, az znajdziemy dla niego jakis fajny cieply dom. Co ty na to? A jak bede przyjezdzac do miasteczka, to czasem go ze soba zabiore, zebys mogla sie z nim pobawic i zobaczyc co u niego. Muszisz mi tylko powiedziec , jak ten slodki kroliczek ma na imie.
-Guziczek. Prawda, ze ladnie?
-Przeslicznie, a teraz chodz, odprowadze cie do domu.-podeszly do pani Basi i podziekowaly za pyszne lody. A Alicja uklonila sie chyba ze trzy razy, zeby pokazac jaka jest wdzieczna. Zabraly koszyczek i wyszly.
Po drodze dziewczynka znow trzymala Julie za reke i  opowiadala jak pilnie sie uczy czytac, bo kocha ksiazki, a nikt jej w domu nie czyta. Wspominala ze lubi zwierzeta i ze strasznie jej smutno, bo Piotrus wyjechal. I ze Piotrus czytal jej zawsze i ze dostala od niego ksiazke. Ze Piotrus to jedyny przyjaciel. No i ze wszyscy ktorych kocha wyjezdzaja. Podeszly do starej kamienicy.
-To juz tu. -powiedziala Alicja.
Widok tego budynku mowil juz sam za siebie i jacy lokatorzy zajmuja tutaj mieszkania. Drzwi wejsciowe bez klamki. Sciany opisane wulgaryzmami. W sieni glownej smierdzialo moczem i stechlizna. A na klatce schodowej naturalnie- brak swiatla.
Weszly na drugie pietro , gdy dziewczynka powiedziala- To ja juz trafie. - Julia przykucnela obok.
-Nie chcesz zebym z toba poszla?
-Nie, lepiej nie. Mama bedzie zla. A ja cie lubie i ....
-No dobrze, to podaj mi swoje nazwisko, a ja cie znajde. I przyjade do ciebie z kroliczkiem, dobrze?
-Dobrze. Jestem Muszynska. I dziekuje za ten smaczny dzien. - Poglaskala kroliczka i juz chciala pobiec, gdy Julia zlapala ja za raczke.
-Poczekaj, masz tu dwadziescia zlotych.Tylko mocno schowaj. Jutro mozesz u pani Barbary kupic sobie malinowych. I prosze, uwazaj na siebie malenka. To pa. Znajde cie pamietaj pnno Muszynska!
-Do widzenia .- Dziewczynka mocno przytulila Julie i pobiegla na trzecie pietro. Julia nasluchiwala, czy otworza sie drzwi.
Dalo sie tylko slyszec - "Gdzies byla, wloczego?" i trzask zamykanych drzwi.
Serce Julii mialo peknac. Byla taka wsciekla, ze miala ochote isc tam na gore i porzadnie pogadac z ta osoba, ktora nie zasluguje na mianao "matki". Powstrzymala sie jednak obiecujac sobie, ze zajmie sie sprawa dziewczynki.
Wrocila do przychodni, gdzie juz nikogo nie bylo. Wystraszyla sie, ze przyszla za pozno. Gdy nagle pojawil sie Sebastian.
-W sama pore. -powiedzial usmiechajac sie szeroko-Wybudziala sie. Prosze za mna, Norbert na pania czeka.

9.

Kawiarenka byla zaraz po przeciwnej stronie przychodni.  Wygladala uroczo. Pelna kwiatow i debowego drzewa. Przed kawiarenka wystawione byly stoliki z wygodnymi stolkami .I prawie wszystkie byly juz zajete. -Oby w srodku bylo tez tak cudownie. To bedzie moja kawiarenka. A Florian bedzie w niebo wziety - usmiechnela sie do siebie.A dziewczynka zwruszyla tylko ramionami nie rozumiejac o co chodzi.
Weszly do srodka i Julia zakochala sie od razu w tym miejcu! Paru panow dopijajacych piwo odwrocilo sie w ich strone, a zaraz potem powrocili do swoich poprzednich pozycji.
-Dzien dobry. Jak tu cudownie! Wystrojem tego wnetrza zajmowal sie pewnie jakis swiatowej slawy dekorator?-powiedziala Julia, pelna podziwu.
-Witam serdecznie! I dziekuje za komplement, bo to ja sama urzadzalam to miejsce- zza baru wylonila sie sympatyczna, bardzo elegancka szeroko usmiechnieta dama. - Czy mam wybrac dla pan wyjatkowe miejsce, czy znajda je sobie panie same?- Dziewczynka otworzyla szeroko usta ze zdziwienia, poniewaz jeszcze nikt nie nazywal jej "pania".  Chwycila Julie za rekaw i delikatnie szarpala w dol, pokazujac na koszyczek , jakby w obawie ze zaraz zostana wyproszone z lokalu.
-Ah wlasnie. Czy mozemy wniesc tu malego kroliczka i psa? Bo na dworze to chyba juz nie znajdziemy miejsca?
-Jak najbardziej mozecie. Tu nikt nie czepia sie takich rzeczy. To jak? Znalezc wam miejsce?
-Tak, bardzo prosimy i dziekujemy.
Dla dziewczynki byl to nagle jakis nowy, odlegly swiat. Wszyscy mowili do siebie zyczliwie, kazdy byl mily dla pani Julii. Nikt nie przeklinal. Nikt nie popychal. Wszystko bylo takie ladne, czyste...i tu ona, mala biedna dziewczynka, w takiej eleganckiej restauracji. To drugi raz  znalazla sie w takim miejscu. Pierwszy raz pamieta, jak w tamtym roku zabral ja do takiej restauracji ojciec. Tam wlasnie oswiadczyl jej, ze musi wyjechac i ze nie moze jej ze soba zabrac. Ale wroci po nia i juz na zawsze beda razem. Minal  rok odkad go ostatni raz  widziala. Nie pisal, nie dzwonil i nie odwiedzal. Zostawil ja z matka alkoholiczka, ktora wogole o nia nie dbala.
Chwycila mocniej reke Julii,  i przez moment zamarzyla sobie by na zawsze miec taka pania dla siebie. Pragnela byc malym Jack Russell Terrierem.
Julia kucnela przed dziewczynka - Wszystko w porzadku, kochanie? A moze chcesz wrocic do domu?
-Nie. Nie prosze pani. Ja jednak chetnie zjem te lody- sposcila glowke w dol i nozka rysowala koleczka na parkiecie.
-Alez oczywiscie, ze zjemy lody.
-Przepraszam, ze zapytam. Czy to pani wprowadzila sie tam na wzgorza?- zapytala wlascicielka kawiarni.
-Tak, to ja. Julia Wersky.
-Barbara Gawlik. Wie pani, ze tam mieszkala moja przyjaciolka? To byli wspaniali ludzie. Jak bedzie pani czula, ze chce z kims pogadac, to ja tu bede. -znow usmiechnela sie tak serdecznie.
-Dziekuje! I prosze mi wierzyc, bedzie mnie pani miala jeszcze dosyc, bo ja juz jutro pania odwiedze!!!!
Nagle stanely przed ogromnym oknem za ktorym na srodku placu stala przesliczna wierzba placzaca. Jej galezie siegaly ziemi.Dookola poustawiane byly stoliki i kwiaty....niesamowite ilosci. I swiece, wszedzie bylo ich pelno.
Usiadly wiec pod oknem. Tak, to bylo wyjatkowe miejsce. To bedzie od dzis jej miejsce!Pani Barbara zabrala koszyczek dziewczynki i powiedziala milo- Ja sie nim zajme. W kuchni mam marchewke, a ty wybierz sobie lody. Podala jej  Menu i odeszla.
Harry od razu znalazl sobie miejsce pod stolkiem pani.
-I jak podoba ci sie?- spytala Julia?
-Tak, bardzo prosze pani. A ta pani Barbara, to tez jakas czytaczka mysli, bo ja sobie wlasnie pomyslalam o marchewce i chcialam zapytac.- dziewczynka chciala pokazac, ze tez jest bardzo mila i grzeczna i ze idealnie tutaj pasuje.
-A wogole to jak ty masz na imie? Znamy sie juz cale 40 minut a ja nic o tobie nie wiem. -usmiechnela sie- i mow do mnie  Julia, jesli chcesz.
-Oj przepraszam. Jestem Alicja, mam 6 lat i pol. I mieszkam tu na rynku z....- przerwala, jakby nie chciala mowic z kim mieszka. Jakby to nagle mialo wszystko zmienic i pani Julia nie bedzie chciala jej wiecej lubic.
-No dobra, teraz czas na lody.- szybko zmienila temat widza, ze mala cos gryzie. -Jakie lubisz najbardziej?
-Te najtansze- odpowiedziala dziewczynka.


8.

Julia nie mogla znalezc sobie miejsca. Chodzila tam i z powrotem, od okna do drzwi, od drzwi do drzwi gabinetu, to zow do okna. A Harry jak jej cien krok w krok dreptal za swoja pania. I tak przez dobre pol godziny. Prawdopodobnie co drugiej osobie bylo juz niedobrze od samego patrzenia, gdy tak lazili w kolko ale  prawdopodobnie znajdowali sie tu sami milosnicy zwierzat, ktorzy wiedzieli co to jest troska o swojego pupila i nikt nie odwarzyl sie na jakikolwiek komentarz.
Pare osob postanowilo jednak  przyjsc jutro. W przychodni zrobilo sie troche wiecej miejsca.
W koncu postanowila usiasc. Piesek wskoczyl jej na kolana, ulozyl sie wygodnie i zaraz zamknal oczy. Widocznie ten dzien bardzo go zmeczyl, pomyslala.
-Co sie stalo pani pieskowi?- do Julii podeszla  dziewczynka trzymajaca koszyczek z malym kroliczkiem.
Byla bardzo sliczna mimo ze kucyki wygladaly jakby zrobione byly dwa dni temu, a sukienka  byla rozdarta w kilku miejscach. Na sweterku widac bylo dziure wypalona prawdopodobnie papierosem.
-"Oh ty biedactwo"-pomyslala Julia
-Czesc. Wiesz mojemu pieskowi nic nie jest- usmiechnela sie.
-Ale temu drugiemu?-pytala dziewczynka.
-A, temu drugiemu. Tak naprawde to nie jest moj piesek. Ten tutaj,to moj -wskazala palcem na Harrego- i on znalazl tego biedaka i postanowilismy mu pomoc. A co dolega twojemu kroliczkowi?
Dziewczynki oczy napelnily sie lzami.
-Przezpraszam , nie musisz mowic, jesli sprawia ci to przykrosc.-poglaskala dziewczynke po glowie.
-Bo ja musze go oddac,prosze pani, albo uspac. Mama powiedziala ze nie bedzie tego czegos zywic i ze mam sie tego smierdziucha pozbyc. A ja tak bardzo chcialam miec zwierzatko. Dostalam od Piotrusia jak wyjezdzal, no i ja mu obiecalam ze sie nim zajme. I tak uwazalam, i ukrawalam go pod lozkiem... ale mama go odkryla- teraz lzy byly nie do powstrzymania. - Julia wyjela chusteczki, wytarla brudna buzie dziewczynki i  kazala jej usiasc kolo siebie. Dziewczynka wyjela kroliczka i przysunela Julii prawie pod nos- Widzi pani jaki on piekny?Jak mozna sie go chciec pozbyc?-plakala dalej.
-Byc moze dobrze nam zrobi porcja lodow owocowych i tam zastanowimy sie co zrobic z twoim kroliczkiem? Co o tym myslisz?
Dziewczynka natychmiast rozpromieniala. - O lody, to cudowny pomysl. Od razu mysli sie lepiej, prawda?
W tym samy momencie drzwi otworzyly sie i z gabinetu wyszedl Sebastian.Julia szybko wstala i podeszla do niego. -Prosze mi powiedziec panie doktorze, jak wyglada sytuacja? Czy....?
- Wszystko bedzie dobrze.Musimy sie uzbroic w cierpliwosc.Tylko Norbert kazal sprawdzic , czy pani nadal tu jest- usmiechnal sie szeroko.- To potrwa jeszcze z pol godziny, a potem musimy poczekac az sie wybudzi z narkozy...wiec jesli ma pani ochote, to tu obok jest kawiarenka...
-Jest pan czytaczem mysli?-zapytala dziewczynka.
Mlody weterynarz spojrzal  pytajaco w strone Juli . Usmiechnal sie znowu i powiedzial- Nie, nie potrafie czytac nikomu w myslach.
-Bo widzi pan, my wlasnie mialysmy isc na lody, prawda?-Dziewczynka chwycila Julie za reke, jakby to mialo oznaczac, ze juz nie mozne sie z tej propozycji wycofac.
-Tak, my wlasnie wyjdziemy na chwilke. Czy mozemy zostawic kroliczka? Nie wiem, czu tu w kawiarni dozwolone jest wnoszenie takich slodkich istot?
-Normalnie to moze pani wejsc nawet ze sloniem, naturalnie pod warunkiem, ze sie zmiesci. - Dziewczynka chichotala cieniutko jak myszka. - Jaki pan doktor zabawny i w dodatku czytacz mysli.- znow zachichotala.
-Jesli bedzie wam jednak wygodniej, zostawcie go u Agnieszki- doktor odwrocil sie i wskazal skinieniem glowy w kierunku  recepcjonistki.
-O nie, co to to nie! Tej osobie nie powierzylabym nawet muchy. Wezmiemy kroliczka ze soba. Moze maja tam marchewki?-spojrzala pytajaco na  dziewczynke a ta znow zachichotala. To bylo takie mile, patrzec jak sie usmiecha.
Mala szybko pobiegla po koszyczek, ktory zostawila na stolku i w podskokach opuscila gabinet nie spuszczajac wzroku z Julii.

sobota, 12 kwietnia 2014

7.

Jechala najszybciej , jak tylko sie dalo.  Naturalnie w granicach zdrowego rozsadku.  No i cale szczescie, ze to nie wielkie miasto tylko male miasteczko i ze policja nie stoi zbyt czesto z "suszarka".  Bo byloby juz po nich.
Gabinet weterynaryjny znalazla na ryneczku.  Niestety musiala zlamac kolejne przepisy drogowe i wtargnela swoim wielkim "truckiem"  na waskie uliczki  i stanela centralnie pod znakiem zakazu.
-Czy pani jest normalna?- uslyszala  tuz za plecami w momencie, gdy usilowala wytargac wielki karton z pickup´a - Tu jest zakaz, prosze dokumenty i dowod rejestracyjny.
Odwrocila na krotko glowe i przez mysl przeszlo jej tylko to zdanie, w ktorym " zawsze sa tam , gdzie nie sa potrzebni, a jak ich potrzebujesz , to ich nie ma". I "Cholera!".  Nie odwracajac sie wiecej, zdenerwowana  powiedziala do policjantki - To nagly przypadek.  Chodzi o zycie, wiec prosze mi pomoc a potem wlepi mi pani mandat!
Prosze!
Policjantka zerknela do pudelka i zaraz chwycila druga strone kartonu.
-Matko, co sie stalo temu biedakowi?  Potracila go pani?  To bedzie kolejny mandat.  Biedactwo, sama tez mam psy. Az serce sie kraje na sam widok. Ma pani szczescie, bo w soboty doktor przyjmuje dluzej.
-Nie , nie potracilam go!  Znalazlam, a raczej moj pies znalal go za ogrodzeniem.  Nie mam pojecia ile tam lezal. Moze pani wie czy do kogos nalezy.  Wy pewnie sie wszyscy dobrze znacie, to sliczne male miasteczko...
Policjantka pokiwala przeczaco.
Dotarly do drzwi.  Policjantka pomogla polozyc karton w odpowiednim miejscu i powiedziala przyjaznie
-Pani da mi klucze, przeparkuje pani samochod. Inaczej od jutra wszyscy beda sobie pozwalac.  A pani tu sobie wszystko zalatwi.
Julia skinela glowa. Rozejrzala sie a w poczekalni az sie roilo od "pacjentow"!
Podeszla do recepcji, gdzie okolo dwudziestoletnia dziewczyna grala w jakas gre na komputerze.
-Dzien dobry.  Mam tu ciezki przypadek i potrzebna mi natychmiastowa pomoc...
-No to prosze usiasc w poczekalni i poczekac. - Dziewczyna nawet na chwile nie oderwala wzroku od monitora.
-Slucham?! -krzyknela Julia. -Powtarzam nagly wypadek!Doktor potrzebny od zaraz! Pies sie wykrwawia...
-Co mi tu pani bedzie krzyczec, ja tu ustalam reguly! - Julia nie czekala dluzej. Weszla do poczekalni i przemowila do wszystkich tam obecnych - Prosze panstwa, to nagly wypadek!  Pozwolicie panstwo, ze uratujemy tego psa, blagam. - Ludzie patrzyli, jeden na drugiego kiwajac glowami raczej na tak.
-Ja sie nie zgadzam. Co pani tu wyczynia?-wolala dziewczyna
-Ratuje zycie kretynko!
Drzwi do gabinetu doktora otworzyly sie z hukiem - Do jasnej anielki, co tu za wrzaski? Julia?
-Norbert?  Ale...niewazne,potrzebuje pomocy!  A ta twoja sekretarka nie chce nas przepuscic!
Norbert zerknal do kartonu.  -Sebastian, chodz szybko!  Lap za karton i na stol! A panstwo wybacza, nagly wypadek.Kto chce czeka dalej , reszta moze przyjsc jutro.Wyjatkowo otworze do 12:00. - I bez dalszych tlumaczen odwrocil sie i tylko groznie spojrzal w kierunku dziewczyny.
Julia poszla za nimi, a do poradni weszla policjantka z Harrym, dajac znak reka ze wszystko jest dobrze.
-Co jej sie stalo?- zapytal Julie Norbet.
-Nie mam pojecia, Moj pies , to jest ona?  Nie mialam czasu zagladac...a wiec Harry ja znalazl za ogrodzeniem i probowl dokarmiac. - Norbert uniosl wzrok.  - Wiem nie pytaj...Harry to wyjatkowy pies. Potrafi rozne ...nie wiem ile tam lezal, tzn. lezala. Strasznie krwawi i kazdy dotyk sprawia jej bol...
Nic wiecej nie wiem, przykro mi.
-Dobrze mozesz jechac do domu. Ja zajme sie reszta i zadzwonie by cie poinformowac.
-O nie!  Ja ja przywiozlam, czuje sie za nia odpowiedzialna.  Zostane.  -Poglaskala suczke po lapce i wyszla z gabinetu.  Harry byl natychmiast przy niej.  Wziela go na rece, mocno przytulila i powiedziala - Wiesz, dzis byc moze uratowales komus zycie! Jestes moim WIELKIM bohaterem!  A teraz ratuj moje cztery litery zebysmy nie dostali zbyt duzego mandatu.
Pödeszla do policjantki i podala jej dokumenty.
-Nie wyglupiaj sie.  Ratowalysmy zycie, nagly przypadek. - usmiechnela sie milo i dodala - Jestem Aniela, a tu masz moja wizytowke.  Daj znac, gdy dowiesz sie wiecej o jego stanie.A ja zobacze, byc moze ktos poszukuje psa.
-Jej.  To ona.  I bardzo ci dziekuje.  Jestem Julia..
-Wiem, i mieszkasz na wzgorzu.  To male miasteczko.  Wszyscy sie  tu znamy.  Daj znac.-Odwrocila sie i wyszla.
-Harry, a czy ty nie jestes moze jakis magik  co? -zapytala Julia a piesek pomerdal ogonkiem.