środa, 16 kwietnia 2014

12.

W calym domu swiecilo sie swiatlo. Dalo sie widziec maszerujaca z kata w kat Zosie, dyskutujaca z kims glosno przez telefon.
-Tam tez jej nie ma! Pojechal do miasteczka...tak zobacze..nie ...tylko nie mow mi co mam robic! ...uhmm, dobra...zobaczysz -udusze ja golymi rekami- nagle pobiegla do okna.- poczekaj zaraz oddzwonie, podjechal jakis samochod.- Wyszla na werande i krzyknela -Czy ty wiesz, ktora jest godzina?
Harry szybko pobiegl przywitac sie z Zosia. Merdal ogonkiem i szczekal radosnie, jakby chcial jej przekazac wszystkie informacje dzisiejszego dnia- A ty mi jej tu nie tlumacz! I teraz cisza!-warknela na psa.
Julia podeszla do przyjaciolki ,mocno ja przytulila i powiedziala - Juz jestem mamusiu.Ty nie wiesz co nam sie dzis przytrafilo...
-Ach tak?! A ty nie wiesz co mi sie dzis przytrafilo!Ja ci powiem! Moja przyjaciolka zaginela! Osoba cierpiaca na depresje!Caly dzien wydzwaniam, szukam, wysylam jakis obcych ludzi by ja odnalezli ....Teraz lepiej lap za telefon i dzwon do Floriana, bo on tam szaleje ze strachu o ciebie! Wzywal juz policje, ale za krotko cie nie ma....
-Och moi kochani, przepraszam ...ja ci zaraz wszystko wytlumacze! - Julia zaczela szukac telefonu
-Tego szukasz?- zapytala Zosia trzymajac w reku komorke Julii.
-Tak, dziekuje. Bo widzisz to tylko dla tego, ze bardzo sie spieszylismy...-wykrecila numer Floriana-
Florciu moj ukochany, juz jestem! Cala i zdrowa! Tylko.....tak ...obiecuje! ...Uhm..juz wiecej tego nie zrobie!Tak, obiecuje... Tak uspokoje ja zaraz! Dziekuje ci. Ja tobie tez. Kocham cie i spij spokojnie! Wszystko opowiem ci jutro. Dobrze, zadzwonie o 21:00. Dobranoc!!!!!!
-Zosiu wybacz mi. Poprostu to bylo tak...
 Zosia troszke zmiekla. Usiadla wygodnie, nalala sobie lampke czerwonego wina- "Dornfelder" z okolic Rheinhessen, ktore znalazla w piwnicy. Julia uwielbiala niemieckie wina i zawsze miala ich pod dostatkiem.
Julia tez sobie nalala - Hmm, te jest wysmienite- powiedziala odbiegajac od tematu i powoli przeszla do opowiadania dzisiejszego dnia.
-... a potem zaprowadzilam ja do domu. Zosiu, gdybys widziala ten budynek! Tam jest tak niebezpiecznie! I tak diabelnie brudno...-nagle podjechal samochod...-Norbert mial przyjsc pieszo, z psem...- wstala by dobrze sie przyjrzec. Ale to nie byl Norbert , tylko Tomasz - A on co tu robi?- spytala cicho Zofie.
-Ja mu kazalam jechac cie szukac...
-Dobry wieczor piekne panie! Widze, ze nasza sliczna zguba sie znalazla.- Tomasz uklonil sie nisko, a Zosia wskazala mu stolek.
-Dziekuje ci bardzo. Wlasnie przajechala. Nie wymienilismy sie numerami telefonow wiec nie mialam , jak dac ci znac...wybacz.
-Nic sie nie stalo. Dla was zawsze jestem do dyspozycji. I juz notuje moj numer.- Wyjal maly notesik i szybko napisal nr telefonu i swoje imie. Gdy podawal Zosi kartecze, ktos przy drodze zawolal-
-Wchodze, jestem lekarzem weterynarii i jestem uzbrojony w psa!
Wszyscy wybuchneli smiechem, a Zosia dostala rumiency!
- O czesc Tomasz. Co za mila niespodzianka. -panowie podali sobie rece.-Gybym wiedzial, ze bedzie nas wiecej przyniosl bym dwie butelki...-podniosl wino do gory i zrobil zmartwiona mine.
-Nie ma potrzeby do zmartwien, Tomasz nie moze pic, przyjechal samochodem - powiedziala Zosia,  a mezczyzni popatrzyli na siebie i zastanawiali sie czy ona mowi serio czy tez zartem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz